wtorek, 22 września 2015

Tego roczne wakacje powoli się kończą, albo się już skończyły. Jak co roku każdy z nas przywiózł ze sobą niezapomniane wspomnienia z nich. A i dal mnie w tym roku były wyjątkowe. Nauczyłem się trochę nowych rzeczy, a co najważniejsze zwiedziłem nowe miejsca lub wróciłem do takich, w których byłem tylko na chwilę i to dawno temu, czyli tak jakby mnie w nich w ogóle nie było.
Takim miejscem, do którego wróciłem, żeby je jeszcze raz odwiedzić była stolica Niemiec - Berlin.
Jeżeli też macie takie miejsce napiszcie proszę :)

wtorek, 15 września 2015

Oprócz fotografii, zapraszam wszystkich lubiących czytać, ale tych nie lubiących także. Jest to moja jedna z pierwszych powieścio - opowiadań, którą napisałem. Część I 'Hotel Carestwood' oraz część II 'Aktor'. Część I Hotel Carestwood I. Pani ‘magister’ Elwira Kleszczyńska - - od tego roku, wczesno emerytowana nauczycielka historii. Pani Elwira samotnie mieszka w trzypokojowym mieszkaniu w Nowej Hucie. Przez ostatnich pięć lat lekcje pani Kleczyńskiej nie były takie łatwe dla jej uczniów. Zawsze parę minut po dzwonku wbiegała do sali waląc ogromnym dziennikiem w biurko i mówiła, że ma ogromną migrenę. Był i drugi wariant, stosowany wymiennie. Siadała na krześle, otwierała dziennik i mówiła, że nie jest w stanie prowadzić lekcji bo ma za duży globus. Jednak w jednym i drugim przypadku przebieg lekcji wyglądał tak samo. Kobieta otwierała dziennik i po kolei według jej własnego widzi mi się pytała. Zazwyczaj w ciągu lekcji udawało jej się przepytać około piętnastu osób. Po wstawieniu czternastu pał i jednej trói na szynach, przez ostatnie pięć minut lekcji trzaskała dziennikiem krzycząc, że w życiu nie widziała takich tumanów, leni, nierobów i osób aspołecznych. Kiedy dzwonek dzwonił na koniec, stawała na środku sali i podawała cały materiał jaki nie zdążyła przez ,, tych tumanów”, jak to sama określała, przerobić, a dodatkowo, żeby nikomu się nie nudziło zadawała stosy zadań domowych. Jak to zawsze motywowała odpowiadając na pytania rodziców na zebraniach, dlaczego ich dzieci nic nie umieją i mają tyle zadawane, - żeby zachęcić ich do pracy. Jako osoba prywatna, uważała siebie za bardzo religijną, nigdy nie używającą niecenzuralnych form wyrażeń i dobrotliwą. W rzeczywistości było całkiem na odwrót. Z resztą co tu dużo mówić… W każdą niedzielę odwiedzała Dom Boży oglądając sobie kto jak się ubrał, czy przytył, czy się postarzał. Natomiast domowe zacisze wypełniały dźwięki radia prowadzonego przez ‘’Ojca Dyrektora” lub na zmianę „Święta telewizja”. Przez całe swoje życie nigdzie nie podróżowała. Nic nie zwiedziła, nic nie zobaczyła. Nie przyjmowała do siebie wiadomości, że inne kraje też są warte zwiedzenia, a i przy okazji podróżując może dużo się nauczyć, poznać, zobaczyć. Wszystko zmieniło się, a przynajmniej tak się wydawało, gdy na przyjęciu swojego siostrzeńca jedna z kelnerek przez przypadek oblała ją dzbankiem wody. Kobieta wpadła w taką furię, że koniecznie chciała widzieć się z kierownikiem. Kierownikiem restauracji okazał się być Tomasz Piotrowski. Nie wiem jak to możliwe, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają – a przynajmniej tak słyszałem, i tak się też stało tym razem. II. Tomasz Piotrowski. Właściciel największej samoobsługowej restauracji w całej Europie. Tak naprawdę do tego dnia, gdy poznał Elwirę, mało co przebywał w jednym określonym miejscu. Jako młodemu właścicielowi nowo rozwijającej się sieci restauracji i dającej coraz lepsze plony zależało mu na tym, żeby poziom nie zmienił się, a jakość była jeszcze lepsza, dlatego osobiście dbał o to wszystko. Zależało mu również na odpowiednio dobranych pracownikach, żeby klienci mieli dobre wspomnienia i często wracali do jego restauracji, jak i żeby personel miał jak najlepsze warunki pracy. Przez dziesięć lat, osobiście pilnował żeby wszystko było jak najlepsze, aż do tego dnia kiedy jego organizm zbuntował się w tej ciągłej bieganinie i z braku wytchnienia odmówił mu posłuszeństwa. Tomek, chcąc w dalszym ciągu, żeby wszystko było jak najlepsze, zatrudnił dobrze znane mu osób, którym mógł zaufać, znające się na marketingu i biznesie. Ich zadaniem było sprawdzanie, dobieranie odpowiedniego personelu oraz dopilnowanie ażeby wszystko było jak najlepszej jakości. Sam natomiast, ze swoich oszczędności kupił sobie mały dworek, w którym zamieszkał. Wydzielił sobie jeden duży pokój w którym trzymał wszystkie papiery dotyczące jego restauracji na całym świecie, a on skupiał się na prowadzeniu restauracji na terenie Krakowa, i załatwianiem wszystkich innych potrzebnych urzędowych rzeczy. Oczywiście wszystkie dochody i utargi były w jego posiadaniu. Jako księgowy nie powierzył nigdy nikomu innemu tego zadania. Jak już wspomniałem wcześniej, z Panią Kleszczyńska poznał się w swojej restauracji na przyjęciu weselnym jej siostrzeńca. Od tego czasu Tomek został chłopakiem pani Kleszczyńskiej. Wydawało mu się, że będzie z nią szczęśliwszy niż sam, jednak mylił się. Jak się przekonał, Pani Elwira nie była tą wymarzoną osobą. Od chwili kiedy zostali parą, proponował pani Kleszczyńskiej, żeby przeprowadziła się i zamieszkała razem z nim. Jednak ona nie chciała wyprowadzić się od siebie i rozstać z radiem „Ojca Dyrektora”. Jako rekompensatę, zabrał ją na wycieczkę do Kalkuty. Myślał, że w ten sposób zrobi jej przyjemność. III. Krzysiek i Wojtek przed wakacjami w dwójkę gnieździli się w małym mieszkanku w starej kamienicy przy Rynku. Krzysiek, jako młody meteorolog, pod dobrym okiem Marii, z którą razem pracował spełniał się zawodowo. Natomiast Wojtek, odkrywał swój kulinarny talent. Wbrew pozorom, jak by się mogło wydawać chłopakom wcale nie żyło się zbyt dobrze. Nie chodzi tutaj o brak pieniędzy, czy małe mieszkanie. Tak naprawdę mało który z sąsiadów tolerował ich związek partnerski. Przez długie miesiące pod ich drzwiami lub na nich znajdowali przeróżne rzeczy. Zaczynając od obraźliwych porównań i wyzwisk wypisywanych farbą na drzwiach, kończąc na nieżywych zwierzętach lub resztkach zwierząt leżących na ich wycieraczce. Jak co roku, chłopaki szukali czegoś na wakacje. Po przeżyciach w tamtym roku z organizowaną wycieczką, w której skład w całości stanowiły starsze panie licytujące się, która ma więcej chorób, w tym roku, marzyła im się mała dobrze zorganizowana wycieczka, w towarzystwie miłych osób. IV. Maria i Andrzej Nie powiem, że starsze małżeństwo, bo by mnie co po niektórzy pogonili zapewne( hehehe). Tą kwestię pozostawiam każdemu do samodzielnej interpretacji. W tym roku Andrzejowi i Marii właśnie minęła pięćdziesiątka, lecz oboje ani nie wygadali na swój wiek, ani tym bardziej się nie czuli. Maria, jedna z najlepszych meteorologów i klimatologów nie tylko w Polsce ale i w Europie, pomimo dużej ilości pracy, potrafiła oddzielić ją od domowego zacisza i znaleźć czas na swoją pasję, którą coraz bardziej rozwija. Było nią podróżowanie. Andrzej – to prawdziwa pociecha i dusza człowiek, nauczyciel chemii w jednym z krakowskich liceów. W przeciwieństwie do większości polskich nauczycieli szkolnych, jest dużym wyjątkiem. Do każdych zajęć przygotowuje się od nowa, ażeby każde z nich były niepowtarzalne i ciekawe. Pomagały młodym ludziom zrozumieć dlaczego zdobywanie wiedzy jest przydatne, a przy okazji uczyły też logicznego myślenia, a nie wkuwania na pamięć tysiąca regułek od strony A do C. Pomimo tego, że pracuje już ponad dwadzieścia lat, nie widać w nim wypalenia zawodowego, co większość polskich pedagogów w jego wieku osiąga, wręcz nawet przeciwnie. Z każdą dobrze przeprowadzoną lekcją skacze do góry z radości, a każda pomoc jaką może udzielić sprawia, że czuje w sobie jeszcze większy zapał, a i tym samym przyciąga do siebie całe mnóstwo uczniów. Nawet nie dawno został wybrany najlepszym nauczycielem w szkole. Premię, którą otrzymał od dyrekcji, przeznaczył na zakup niezbędnych materiałów do przeprowadzenia doświadczeń chemicznych i sprzętu. V. Pani Elena i jej mąż Edward. Pani Elena reprezentuje typ kobiety kochającej wszystkich i oczywiście ‘przykładnej’ żony. W domu spędza bardzo mało czasu. Od rana do wieczora pochłonięta jest pracą, a do domu wraca już o godzinie dwudziestej pierwszej z minutami czasami dwudziestej trzeciej. Pierwszą czynnością jaką robi gdy wraca, kieruje się w stronę kuchni i upodabniając się do sympatycznego Turkucia Podjadka, opróżnia garnek z jedzeniem, po czym włącza telewizor i przez godzinę ogląda jakiś kabaret lub suitcom śmiejąc się nie zwracając uwagi na swojego męża lub wręcz zachowuje się tak jakby go tam w ogóle nie było. Jednak nie zawsze Elena ogląda telewizję. Jak od większości zasad i od tej jest wyjątek. Wszystkim nie wtajemniczonym już go zdradzam. Są nim wieczorne telefony do koleżanek lub kolegów z pracy i w tedy jak mur beton jest pewne, że przez najbliższe półtorej godziny będzie nie dostępna. Najczęściej wtedy można usłyszeć jak siedząc w kuchni na krześle, rozmawia o przeróżnych rzeczach, co pięć minut wybuchając głośnym i przeraźliwym śmiechem, coś w rodzaju zarzynanej foki. Edward, jako zapalony bibliotekarz, cały czas dba o swoją bibliotekę, którą założył piętnaście lat temu. Cały czas zamawia nowe książki i szuka ciekawych pozycji, oczywiście pozycji książkowych. Jednego dnia, Edward wrócił trochę później do domu. Elena, sprawiała wrażenie, że nie zauważyła jego nieobecności w domu. Co prawda jakoś tak ciszej było, bo nic jej nie szumiało, ale nie wiedziała czego jej brakuje. - Cześć Kochanie jestem – powiedział wesołym głosem Edek wchodząc do domu i zamykając za sobą drzwi. - O, cześć – odpowiedziała kobieta przypominając sobie w tym momencie czego, a właściwie kogo jej brakowało. - Jak tam minął dzień? – zapytała bez zainteresowania. - Popatrz co kupiłem…, - Edward wyciągnął z torby nowiuteńki aparat. - No, wiedzę, że sobie sprawiłeś nową zabawkę – powiedziała. Przepraszam Cię, ale obiecałam Helenie, że oddzwonię do niej bo miała dzisiaj jakieś kłopoty z klientem. Kobieta znikła w ciemności kuchni. - Oczywiście Kochanie, nie przejmuj się mną – powiedziedział po cichu Edward. – Ciekawy jestem czy jakbym umarł, to czy by to zauważyła – skomentował pod nosem. – Coś mówiłeś? – z kuchni dobiegł go głos Eleny. -Nie nic Kochanie, sam do siebie. - A to dobrze, skomentowała kobieta i zaczęła rozmowę z koleżanką. VI. Panna Krysia Przed swoim pierwszym urlopem od pięciu lat, Krysia zajmowała się różnymi rzeczami. W głównej mierze skupiała się na karierze. Prawie w ogóle nie wychodziła z domu czy biura. Najpierw pracowała w małym tygodniku jako asystentka naczelnego, później dostała ofertę pracy dla jednej ze znanych stacji radiowej, gdzie w dalszym ciągu prowadzi swój autorski program po popołudniowej audycji. Krysia nigdy nie przepadała za masowymi imprezami i unikała dużych skupisk ludzi. Sama kiedyś z resztą powiedziała, że najchętniej zamieszkała by na wsi, w cichym domku z ptakami i dużą ilością zieleniny do okoła. Jej przytulne mieszkanie znajdujące się w starej kamienicy, zagracone było stertami gazet, płyt, tekstów piosenek i innymi papierami z przeróżnościami. Jednego z wieczorów, gdy Krysia wracała do domu po wieczornej audycji, przechodząc obok biura podróży znalazła ofertę wyjazdu do Kalkuty z małą zorganizowana grupą do dziesięciu osób. Następnego dnia rano, wykupiła bilety i z ogromną radością wzięła urlop. Tym razem miała nadzieję, że jeżeli w kraju nikogo nie może poznać, to może uda jej się poznać kogoś za granicą.? VI. Basia i Kamil Kamil – student czwartego roku fizyki, Basia jego dziewczyną, którą poznał na imprezie na trzecim roku. Od roku są parą. Razem z Basią mieszkają w niedużym mieszkaniu na jednym z bronowickich osiedli. Kamil nie przyjął mieszkania od mamy Basi. Jeżeli chodzi natomiast o Ojca Kamila. Cóż… Edmund nigdy nie był dobrym i przykładnym ojcem. Kamila przez większość dzieciństwa wychowywała Mama. Dzięki temu, że razem z panią Wiktorią występowały i śpiewały Pani Wiktoria pomagała jej bardzo. Gdy Kamil zaczął gimnazjum, jego ojciec przypomniał sobie nagle, że ma syna. Jednak tak naprawdę bardziej interesowały go byłe kochanki, niż rodzina. Kiedy Matka Kamila umarła, nie wytrzymując nerwowo nowych kochanek, nastoletnim Kamilem zajęła się Wiktoria. Do czasu kiedy nie poznał Basi, mieszkał u niej. Później przeprowadził się do własnego mieszkania, jednak dalej utrzymywał kontakt z Wiktorią. Nie ma co ukrywać, miał ogromny żal do Ojca. Pani Wiktoria Czeczkówna… piosenkarka i pianistka. Zdobywczyni nagrody ,,Złoty Klawisz” za twórczość razem z brytyjska piosenkarką Megy Johns . - Oraz pozostali bohaterowie. Od samego rana powiew ciepłej sauny roznosił się po całym mieście. Wysoka temperatura i wilgotność, jak dla europejczyków w połowie listopada, nie dawały spokoju turystom, a mieszkańcy Kalkuty wyciągali z szaf ciepłe swetry i czapki. Do południa obsługa miejscowego hotelu, uważanego za jednego z najlepszych i najbezpieczniejszych nie miała co robić. Wszyscy siedzieli w nie dużej recepcji i gapili się znudzonymi oczami na mały telewizor. Jednak wiedzieli dobrze, że wieczorem będą mieli turystów więc trzeba być przygotowanym. Jeden z boi hotelowych wyszedł na papierosa przed hotel. Po nie całych dwóch minutach wbiegł do hotelu… tak szybko jak tylko potrafił wykrzykując po hindusku turyści! turyści! turyści! Przez chwile krzyczał to słowo, latając po recepcji. Natychmiast po usłyszeniu tych wspaniałych wiadomościach, cała ekipa hotelu równo rzuciła się przez drzwi wejściowe i poleciała pod autokar pełen turystów. Większość z nich nie zauważyła co biorą. Każdy z hotelarzy chwycił pierwszą rzecz, która nawinęła mu się pod rękę. Z kolei Ci dla których nic nie zostało próbowali wyrwać lub zdjąć z ramienia podręczne torby, plecaki czy torebki. Sami turyści byli tak zmęczeni, że było im nawet na rękę to, że nie musieli się troszczyć w tym momencie o swoje bagaże. Po całym dniu zwiedzania i nie przespanej nocy, spędzonej w dwóch różnych samolotach, a może i nawet trzech, wszyscy marzyli tylko o jednym. Wykąpać się i mieć chwile ciszy, mogąc walnąć się na miękkie łóżko. Za nim jednak każdy z gości zdążył wejść do hotelu i odebrać swój w tym momencie najbardziej upragniony klucz do pokoju, gromadka hotelarzy z ich bagażami czekała już przytupując z nogi na nogę z niecierpliwości. Tego wieczoru, większość nowych gości hotelu Carestwood była mocno zmęczona i nie zauważali lekkiej nachalności hotelarzy. Jednak tak naprawdę nie przeczuwali co odkryją następnego dnia. I. - Łaaa! Robal! Łaaa! – wykrzyknęła Pani Kleszczyńska, gdy postawiła nogę na hotelowej podłodze. - Kochanie, co się dzieje? – zapytał zaspanym głosem jej mąż – właściciel jednaj z największych europejskich restauracji samoobsługowych. - Robak! robak! Robak – kobieta krzyczała coraz głośniej i głośniej, nie mogąc powstrzymać swojego przerażenia na widok małej zielono - brązowej jaszczurki, która najprawdopodobniej wleciała do pokoju przez klimatyzator. - Kochanie to nie jest robak, to tylko jaszczurka – odpowiedział sennym głosem Michał i przykrył głowę kołdrą. II. - Andrzej! – zawołał przerażona Maria. - Co? – usłyszała odpowiedz gdzieś z samego końca pokoju. - W łazience jest wszędzie woda! – dodała. Kobieta otworzyła drzwi, chcąc wydostać się z płytkiego basenu, który zrobił się w łazience. Mały strumyk wody z pianą od szamponu wlał się do pokoju. - No i co teraz? – zapytała zaskoczona. -Mężczyzna zerwał się na równe nogi i podszedł w stronę łazienki. Wszedł do łazienki, która pełna była piany. W tej samej chwili gdy stał zaskoczony widokiem w drzwiach łazienki, woda zdążyła prześlizgnąć się miedzy jego nogami do pokoju nie zauważona. Andrzej odwrócił się w stronę ściany przy którym stała torba z ich rzeczami. Marysiu! Torba! – krzyknął nagle chcąc ją uratować przed całkowitym jej zamoknięciem. W ostatniej chwili Maria podskoczyła na jednej nodze chwytając ją za lewe ucho i zamaszyście wciągając na łóżko. III. Brzdęk! – zabrzęczała ogromna kotara służąca za zasłonę, spadając na podłogę obok łóżka. Krzysiek, delikatnie wstał nie chcąc obudzić Wojtka. Sech… wydał z siebie dziwny dźwięk, próbując ją podnieść i zawiesić tam skąd spadła. Miodku co robisz z tą kotarą? – zapytał leniwie otwierając oko Wojtek. Właśnie spadła na podłogę. Chciałem ją powiesić, ale okno się nie chce zamknąć – zaczął tłumaczyć się. Wiesz, że na wprost nas ktoś mieszka? – powiedział zainteresowany głosem. Na dachu? – zapytał zaspanym głosem Wojtek z nutką ironii. No, przed chwilą jakaś kobieta wieszała pranie, a teraz gruby mężczyzna rozłożył krzesło na nim i… Jak to na dachu? – Wojtek zerwał się z łóżka nie mogąc uwierzyć w to co słyszy i podbiegł do okna, mało co nie potykając się o grubą kotarę. - Uważaj! Przytrzymał go Krzysiek żeby nie walnął się w okno. - A niech to… - powiedział nie dowierzając temu co zobaczył. Na dachu budynku rzeczywiście, jakiś mężczyzna z brodą siedział na starym dziurawym krześle, a obok niego stało pełno kolczastych roślin. IV. - Kochanie, w tym pokoju nie ma czajnika – zawołała rozczarowana Elena, chcąc zaparzyć sobie poranną herbatę. - Wiem! – usłyszał głos mężczyzny z łazienki. Wczoraj nie mogłem znaleźć pilota od telewizora. - Ech, - westchnęła próbując się po raz czwarty dodzwonić do recepcji, niestety w dalszym ciągu bez skutecznie. V. Aaa!, Eeh, Ech, nic nie wiedze! Drzwi od łazienki ostrożnie otworzyły się a pani Krysia próbowała zorientować się dotykając ręką gdzie co jest. Próbowała przy tym otworzyć delikatnie oczy, ale szczypały ją tak mocno, że nie potrafiła wytrzymać bólu. Nie wiedząc czyj pokój jest najbliżej zapukała do niego chcąc poprosić o pomoc. Ostrożnie zapukała. Drzwi zamaszyście się otworzyły, a w nich pojawiła się sylwetka dobrze zbudowanego, bardzo przystojnego mężczyzny w jej wieku. -Dzień dobry, przepraszam bardzo, że nachodzę, ale nachyliłam się nad umywalka w łazience, w której leżały jakieś silne środki dezynfekujące… - Pani Krystyna! - wykrzyknął z radości Michał gdy ją zobaczył. Oczywiście, już zobaczę na to – odpowiedział zapraszając kobietę do środka. - W tym czasie gdy Michał próbował złagodzić ból oka do pokoju weszła Pani Kleszczyńska, która wracała z recepcji z pilotem od klimatyzacji, którego nie było w pokoju. - Michał! – wykrzyknęła oburzonym głosem. Kto to jest? – zapytała zazdrosna. - Yyy, pozwól, to jest Pani Krystyna. -Tak wiem, myślisz, że nie pamiętam z kim leciałam w samolocie? – wzburzyła się jeszcze bardziej. -Chodzi mi o to co robicie tu sami! - To ja bardzo przepraszam, ale… -Pani Krysia oparzyła się czymś w oko co leżało w umywalce - przerwał nagle Michał. - Żeby to tylko było oko…. – powiedziała kpiąco Kleszczyńska. VI. Kamil przebudził się zawinięty w białą kołdrę tak jak mumia. Do pełnego wyposażenia brakowało mu tylko sarkofagu. -Eeee!- wykrzyknął z obrzydzeniem i wyleciał z łóżka jakby zobaczył, że śpi z wężem rażącym prądem, kiedy odkrył, że na pierzynie są ślady czyjś wymiocin, a prześcieradło pokryte jest czyjąś spermą. Co jest? – zapytała Kamila jego dziewczyna. Tu są dziwne rzeczy na tym… - odrzekł obrzydzonym głosem chłopak. Dziewczyna podeszła do niego i mało co się nie porzygała, gdy zobaczyła ten widok. Przed godzina ósmą do każdego z pokoi odbyło się głośne pukanie. - G-u-t m-o-r-n-i-n-g - przeliterował hotelarz na dzień dobry, gdy Pan Piotrowicz otworzył drzwi. Dere are Tours papers for m-o-r-n-o-n-i-g bereakfest – wydukał chłopak i wcisnął do ręki małe żółte karteczki, na których znajdowały się ich imiona. Thank you – odpowiedział mężczyzna, odbierając karteczki i zamykając po woli drzwi. W tym momencie poczuł jak ktoś napiera na nie z drugiej strony. Podniósł głowę, a ten sam hotelarz trzymał nogę wsunięta w drzwiach. Jego uśmiech mówił daj mi napiwek jak chcesz żebym sobie poszedł. Mężczyzna stanął zaskoczony nie wiedząc jak ma zareagować. Jednakże to był dopiero początek kalkuckiej gościnności. Około wpół do dziewiątej, goście powoli zaczęli schodzić się do restauracji na śniadanie. Jako pierwsi na śniadaniu pojawili się Krzysiek i Wojtek. Tuż za raz za nimi, weszła Pani Kleszczyńska w podartej przyciasnej spódnicy. Chłopaki nie zarejestrowali, że nie są już sami, i pani Kleszczyńska zauważyła jak Wojtek głaska Krzyska po ramieniu i pieszczotliwie mówi do niego myszko. Pani Kleszczyńska razem ze swoim kochankiem lub jak to sama określała przyszłym mężem, usiadła na drugim końcu sali z daleka od chłopaków tyłem do nich. Kochanie, czemu nie jesz?- zapytał zatroskany Michał. Widziałeś tych dwóch na końcu – ryknęła teatralnym szeptem kobieta. To pedały. Pierdolone pedały! – wykrzyknęła z oburzeniem kobieta. - Skąd wiesz? A nawet jeżeli to co z tego. Są bardzo sympatyczni – dodał. - Widziałam jak się obściskiwali – powiedziała robiąc się coraz bardziej czerwona. - Jak coś takiego w ogóle może istnieć i jeszcze chodzić. Demoralizuje to tylko biedną młodzież, i nie ma się co dziwić, że ludzie są tacy jacy są. To wszystko przez tych cholernych obłąkańców. Należało by ich wszystkich dać do leczenia! - Uspokój się i nie rób spektaklu- stłumił ją Michał. - Spróbuj ziemniaków, są bardzo dobre. - Kobieta dokładnie przepołowiła ziemniaka na pół polanego sosem i włożyła go w całości do ust. Haaarrrrrrryyyy! – wydała z siebie dziwne dźwięki i wstała jakby zjadła cały garnek papryczek chilli. I nie wiele się pomyłem wspominając o papryczkach. Ziemniaki w połączeniu z ostrym sosem z ostrymi przyprawami, curry i innymi stworzył mieszankę wybuchową. W między czasie do restauracji weszli pozostali goście. Jako ostatnia zeszła panna Krystyna. Słabością Krysi byli homoseksualni mężczyźni nie zależnie od wieku. Przy stoliku Wojtka i Krzyśka było sporo wolnego miejsca. Krystyna wykorzystała tę sytuację Stojąc przy ogromnym garze z herbatą pomyślała. - Nie mogła bym przecież zmarnować takiej okazji. - Dzień dobry Panowie – przywitała się. - Czy mogę się przysiąść? – zapytała, ostrożnie odsuwając krzesło. - Proszę bardzo – odpowiedzieli równocześnie nie zwracając na nią zbytniej uwagi. Ale miałam dzisiaj rano przygodę… – zaczęła mówić chcąc zwrócić ich uwagę. Odsuwając krzesło, odsłoniła swoje dokładnie wydepilowane uda, na widok, których nie jeden facet zaczął by się ślinić i podniecać. Jednak ani Krzysiek, ani Wojtek nie wykazywali chęci kontaktu z nią. Och! – kobieta strąciła talerz ze stołu chcąc być w końcu dostrzeżona. Pomogę Pani – powiedział Wojtek podnosząc talerz z podłogi, który wylądował dokładnie pod jego nogami. - Dziękuje Ci mój złociutki – odparła kobieta zwijając usta tak jakby chciała go pocałować, lecz on nie był tym zainteresowany, już nie mówiąc o zachwyceniu, czy raczej jego braku. A więc jesteście parą – wykrzyknęła kobieta na pół restauracji zwracając na siebie uwagę. - A nie mówiłam Ci, że to cholerni Judasze – wykrzyknęła nauczycielka. - Tak, piąty rok. Myślimy o ślubie, ale niestety nie chcą go nam udzielić w naszym kraju – zaczął rozmowę Wojtek. To musi być fascynujące żyć tak odmiennie niż większość – zapytała z ciekawością w głosie . - Co Pani ma na myśli mówiąc odmiennie? – skrzywił się Wojtek. - No tak…. tak inaczej. – wydusiła z siebie. - Nie wiedzę w tym nic odmiennego proszę Pani. Zapewniam Panią, że jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wszyscy inni. Kiedy wszyscy goście kończyli śniadanie, drzwi od restauracji otworzyły się i ukazała się w nich postać nie wysokiego hindusa. Ubrany był w jasną koszulę w kratkę, brązowe spodnie i również brązowe buty tylko o ciemniejszym odcieniu. - Dzień dobry Państwu! – powiedział łamaną polszczyzną opierając się o lewą część drzwi. - O, Pan mówi po polsku! – podniosła się podekscytowana Panna Krysia. - Tak Szanowna Pani, uśmiechnął się. Nazywam się (ehe, ehe)…. I będzie mi zaszczytem oprowadzać Państwa po Kalkucie. - Przepraszam, czy mógłby Pan powtórzyć nazwisko bo ktoś zakaszlał jak się Pan przedstawiał? – poprosiła Krysia. - Oczywiście, M(ehe, ehe, ehe, hrrrryyyyy) - Nie no…, ludzie, nie macie kiedy kaszleć i charkać – zwróciła się oburzona Kleszczyńska do kelnerów, którzy zagłuszyli przedstawiającego się przewodnika. - W tej chwili w restauracji goście zaczęli na cały głos wykrzykiwać do kelnerów próbując ich uciszyć, lecz Ci sprawiali wrażenie nie wiedzących o co chodzi. - Mniejsza o to jak się Pan nazywa – przekrzyczał miejski szum Andrzej, który stworzyli goście. Ludzie, dajcie mu dojść do słowa! Zapadła głucha cisza. Wszyscy w tym momencie zwrócili uwagę na przewodnika, no może prawie wszystkich z wyjątkiem Marii, która po cichu wyjadała z torebki resztki śniadania, które przez przypadek wylądowały w jej torebce, gdy chowała przewodnik. - To może się jeszcze raz przedstawię… - Nie!, przejdź Pan już do rzeczy – przerwała mu Elena. Przewodnik uśmiechnął się pod nosem. - W takim razie, żebym nie wprowadzał większego zamieszania, od tego które już wprowadziłem… Za raz gdy tylko skończą Państwo śniadanie, zapraszam do salonu dla gości, który znajduje się przed recepcją, przedstawię wtedy Państwu plan naszych wycieczek. A teraz nie przeszkadzam i życzę smacznego śniadania. Mężczyzna uśmiechnął się i znikł za drzwiami. - Excuse me! – zawołała Pani Elena chcąc zawołać jednego z pięciu kelnerów, którzy stali przy barze. Jednak żaden z nich nie wykazywał zainteresowania. - Waiter! – zawołała ponownie. Jednak tym razem bardziej stanowczo i głośniej. Po dłuższej chwili do stolika podszedł nie wysoki brunet z czterema ogromnymi pozłacanymi sygnetami na obu rękach. - Yes, how can I help you?- zapytał łamanym angielskim wplatając w to hinduskie słowa. - We ‘re waiting for our tea and eggs more than twenty five minutes and.. - Most of guests are finishing their breakfast – dodał Michal. - Mężczyzna nic nie odpowiedział. Podszedł do baru, o który opierało się czterech innych kelnerów i w niezrozumiałym języku zaczął coś mówić. Po krótkiej chwili pani Elena i Michał doczekali się śniadania. Około godziny wpół do dziesiątej, goście zaczęli schodzić się do wyznaczonego miejsca przez przewodnika. On sam już tam na nich czekał. Czy to wszyscy? – zapytał wstając z rozlatującej się ciemnej kanapy. - Nie, nie ma jeszcze naszych chłopaków – odpowiedziała Krysia. - W porządku, w takim razie zaczekamy jeszcze chwilę. W tym samym czasie chłopaki próbowali powiesić zasłonę na swoje miejsce. A wcale nie przychodziło im to z łatwością. Po chwili wyciągania i zwijania grubego materiału, w końcu udało się ją zwiesić na mocno zardzewiałych haczykach. Jak się później okaże nie na długo. - Zostaw już to! – zawołał Wojtek do Krzyska, który sprawdzał czy aby na pewno się utrzyma. - Wszyscy już na pewno czekają na nas – poganiał go. - Idę.. Chłopaki tak szybko jak tylko potrafili zlecieli na dół, gdzie wszyscy nie mogli się już na nich doczekać. - Przepraszamy, ale mięliśmy mały problem z zasłoną w pokoju. - O właśnie. Ja dzisiaj mało co się nie udusiłam – dodał Krysia wstając oburzona z fotelu. - A nam woda z łazienki mało co ubrań nie zalała – dodała Pani Elena. Dobrze. Obiecuje Państwu, że wieczorem zajmę się usterkami. - W takim razie jeżeli wszyscy już jesteśmy przedstawię Państwu plan dzisiejszego dnia. Szanowni Państwo, jeżeli zechcą łaskawie posłuchać dzisiejszego planu – przewodnik wstał z fotela zwracając na siebie uwagę Pani Kleszczyńskiej i innych gości nurkujących w swoich podręcznych plecakach czy przekrzykujących się nawzajem. W końcu zapadła cisza i mężczyzna w spokoju mógł przedstawić plan na dzień dzisiejszy. - Czy wycieczka będzie długa i nudna? – zapytała Kleszczyńska wyciągając głowę z torebki. - Szanowna Pani, starałem się przygotować taki program, że nawet najbardziej wymagające osoby znajdą coś dla siebie – powiedział życzliwym głosem przewodnik. - W tym momencie, wszyscy wybuchneli śmiechem. Nawet sam przewodnik miał problem, żeby powstrzymać się od śmiechu, jednak jak na profesjonalistę przystało jedynie uśmiechnął się lekko i przeszedł dalej. - Na samym początku, zaproszę państwa do ‘Building Writers’, a następnie udamy się do naszego najstarszego muzeum w mieście ‘Indian Museum”, gdzie chętni będą mogli rozkoszować się widokiem szkieletem dinozaurów. Dla fanów astronomii przygotowana jest sala z meteorytami. Również fani Egiptu znajda tu coś dla siebie. Nasze muzeum oferuje prawdziwe egipskie mumie, a… no i nasza największa chluba, czyli niezwykłe niesamowite i jedyne w swoim rodzaju, kolekcje najrzadszych antyków sztuki indyjskiej takie których nigdzie indziej Państwo nie zobaczycie. - Na dzisiejszy dzień zaplanowałem także wycieczkę do najświętszego miejsca dla każdego mieszkańca Kalkuty. Świątyni Kalighat, która w całości poświęcona jest naszej Bogini Kali. Jednak ze względu na święto, nie wiem czy uda nam się wejść do środka. - W razie gdyby nam się nie udało, odwiedzimy hospicjum Matki Teresy, a świątynie w takim wypadku odwiedzimy wtedy jutro. I … na dzisiaj to było by na tyle – powiedział niepewnie przewodnik przewracając żółtą kartkę na druga stronę. - Tak, pokiwał głowa potwierdzająco. Czy mają Państwo jakieś pytania? Tak! – odezwała się nauczycielka. Ja dzisiaj mało co nie umarłam na zawał gdy znalazłam u siebie na podłodze robaka. Jaszczurkę, kochanie – poprawił ją kochanek. W tej chwili, sala ponownie wybuchła śmiechem, a niektórych gości jaszczurka bardzo zainteresowała. - Obiecuje Państwu, że pomogę z problemami jak tylko wrócimy, żebyśmy nie tracili takiego ładnego dnia- zaproponował przewodnik. - W takim razie jeżeli nie maja Państwo więcej uwag, to proponuje żebyśmy spotkali się przy recepcji o dziesiątej. - Goście powoli rozeszli się do pokoi, dokończyć przygotowywanie się do wyjścia. Punktualnie o dziesiątej wszyscy zeszli na dół, gdzie czekał już na nich przewodnik przytupując nóżką nie mogąc się już doczekać. - W porządku w takim razie, gdyby ktoś z Państwa miał pytanie proszę śmiało pytać, i jeżeli nie ma pytań to zapraszam do autobusu. Przed hotelem stał już mały autobusik gotowy do odjazdu. Goście spokojnie się załadowali do niego. Pierwsza wsiadła Pani Kleszczyńska z Michałem zajmując środkowe miejsce po lewej stronie. Dokładnie po drugiej stronie usiadła Krysia, która przez całą drogę bacznie obserwowała Michała co chwila puszczając do niego oczko i odsłaniając nogi. Pani Kleszczyńska udawała, że nie widzi zalotów Krysi do Michała. Na samym przodzie, za raz za przewodnikiem usiadła Maria, Andrzej, Krzysiek i Wojtek, żeby móc dokładnie obserwować i uwieczniać widoki codziennego życia miasta. Tuż za raz za nimi usiedli Edward z Eleną, którzy też byli ciekawi codziennego ruchu ulicznego. Edwardowi najbardziej spodobały się żółte taksówki, które jeździły po mieście. NatomiastKamil i Basia zajęli tylne siedzenia autobusu, na których było pełno czarnych włosów kierowcy i jego młodszego asystenta, nie posprzątanych po nocy. Jednak młodym kochanka to nie przeszkadzało. Chcieli przez ten czas przebywać tylko ze sobą od czasu do czasu słuchali co mówi przewodnik. Po udanym dniu, zwiedzania Kalkuty, turyści zeszli do restauracji na obiado – kolacje. Na jednego kelnera przypadał jeden stolik. Jednak i tak później kelnerzy mieli problem z rachunkami i zamówieniami. I. - Yes – kelner podszedł do stolika Pani Kleszczyńskiej, która siedziała na wprost jej kochanka. - Vegetables with roast chicken end tea with milk – powiedziała kobieta bardzo dumnym i pewnym siebie głosem. - Oh, ready medy – odpowiedział kelner. No! – nie chce ready medy – wykrzyknęła kobieta wplątując polskie słówko. - Tea with milk – powtórzyła jeszcze raz, tym razem prawie literując. Ya, Ya, Ready medy. - And for you? – kelner zwrócił się do Michała. - Vegetables and rice, please. - To drink? - Water, and thank you. Kelner nic nie odpowiedział. Skinął jedynie głową i oddalił się w stronę baru. II. Do stolika Marii i Andrzeja podszedł wysoki hindus, ubrany w szary garnitur, białą koszulę i szare materiałowe spodnie. Skinął głową na znak, że jest gotowy przyjąć od nich zamówienie. - Marysiu, wiesz już co chcesz? – zapytał Andrzej. - Nie mogę się jeszcze zdecydować, zamów pierwszy – odpowiedziała niezdecydowana kobieta. - For me Chinese vegetables a-n-d that’s all. Kelner zabrał od niego kartę I powoli zaczął oddalać sie w stronę baru lekceważąc krzycząca za nim kobietę. - Excuse me!- Andrzej zerwał się z krzesła, Xcuse me, but you don’ t take order from my wife. - Yes – zapytał kelner. - Burning vegetables, please. Of course. – wymamrotał mężczyzna przepisując nazwę dania z karty na małą kartkę III. - Good evening gents, May i Take you order? Zapytał kelner podchodząc do stolika Wojtka i Krzyśka. - Yes, for me vegetable mix and tea. - With milk. - No, thank you. - And for you sir, zwrócił się do Krzyśka kelner. - Also vegetables and tea – odpowiedział nieprzytomnym głosem - Thanks guys, your order will be In a minute. IV. - Could you recommend something for us? - - kelner otworzył kartę I zaczął czytać numerki dań. - - Thank you – odpowiedziała niezadowolonym głosem Elena - - I thank I’ll take only tea. - And for your brother? - Na twarzy Eleny i Andrzeja pojawił się delikatny uśmiech. - - India dish and water, please – odpowiedział Edward. - Thank you – odpowiedział kelner, zabierając karty. - Myślał, że jestem twoim bratem – zaśmiał się podekscytowany Edward sytuacją. - Takie to miłe…, ale nie chciałam go wyprowadzać z błędu – dodała Elena, chwytając Edka za rękę. V. - Evening, do you decide yet? - yes, chicken with vegetables, please – odparła Krystyna. - Anything to drink? - no, thank you. VI. Kamil i Basia cierpliwie czekali przy stoliku, aż ktoś do nich podejdzie. Kiedy większość z gości kończyło już jeść obiad, do stolika młodej pary podszedł kelner. - Yes? – zapytał Artur zamówił warzywa z kurczakiem i ryż nie komentując nic odnośnie tego czemu dopiero teraz zostali obsłużeni. Jednak z pod jego uszu wydobywały się małe obłoki gniewu i zniecierpliwienia. W końcu gdy wszyscy już się najedli i napili przyszedł czas na zapłatę. I tutaj pojawiły się strasznie strome schody. Dodanie kilku cyfr na kalkulatorze i rozdzielenie odpowiednich paragonów do odpowiedniego stolika wymagało pomocy kierownika restauracji. Po piętnastu minutach, kelnerzy rozdali rachunki, lecz pojawił się następny problem z wydaniem reszty i napiwkiem. Większość z kelnerów nie wydała reszty zostawiając sobie resztę dla siebie, a Ci którzy przynieśli resztę mieli kłopoty z odjęciem dwóch cyfr od siebie. W końcu nie obyło się bez interwencji kierownika, który wytłumaczył każdemu kelnerowi co i jak ma zrobić przepraszając gości za ich niezdarność. Jednak gdy tylko kierownik wyszedł z restauracji, kelnerzy z powrotem zaczęli domagać się napiwków. Po dłuższej przepychance słownej i nieco siłowej dali sobie spokój. Tego wieczoru Krzysiek nie mógł zasnąć. Wysoki mężczyzna, który przez całą kolację obsługiwał Panią Kleszczyńską wydał mu się z kąś znajomy. Nie mógł sobie tylko przypomnieć skąd. Parę minut po jedenastej wieczorem większość gości już spała w swoich pokojach. Przechodząc przez korytarz z pod drzwi Krzysiek słyszał różnego rodzaju barwy grania na strunach wewnętrznych organizmu. Dźwięki były przeróżne. Jedne były bardzo grube i niespokojne, inne bardzo nerwowe, a jeszcze inne cichutkie i delikatne. Jeszcze z innych drzwi wydobywały się odgłosy głuchej ciszy lub przewracanej pierzyny. Na przecięciu się lewego skrzydła hotelu z głównym korytarzem hotelu prowadzącym do innych pokoi znajdujących się na tym piętrze stał niewielki oszklony stolik i szary fotel. Krzysiek poczuł, że jego nogi zaczynają powoli zataczać coraz to okrąglejsze kółka, jednak jego oczy mówiły zupełnie co innego. Dokładnie usadowił się w fotelu. Z okna, które znajdowało się teraz na wprost niego dokładnie widział czteropiętrowy niedokończony betonowy budynek. Na pierwszych trzech piętrach w oknach nie było szyb. Jedyne małe drewniane żaluzje osłaniały wnętrze. Czwarte piętro w budynku wyglądało na w ogóle nie zamieszkane. Jednak w malutkich okienkach wstawione były nowe szyby. Z wnętrza jednego z pokoi znajdujących się na ostatnim piętrze budynku wydobywało się słabe niebieskie światło. Jednak na niższych piętrach cały czas było ciemno jak w grobie. Cichy sygnał elektronicznego zegarka na ręce Krzyśka wskazał wól do pierwszej w nocy. Krzysiek wyciągnął z pod siebie całą ścierpniętą nogę i ostrożnie ją wyprostował. Powoli zaczął ją rozmasowywać, żeby szybciej pozbyć się bólu, który mu chwilowo towarzyszył. Wstając z fotela, żeby rozchodzić ją trochę. Na pierwszym piętrze budynku w oknach wisiały białe szmaty, a rażące słoneczne światło wydobywało się przez maleńkie dziury między nimi. Zaciekawiony tym co się dzieje w środku, powoli podszedł do okna hotelu. Ostrożnie przyklejając się do szyby, zobaczył białe szmaty które coraz bardziej się rozwiewały. Na środku dużego kremowego pokoju stał stary drewniany stół z czerwono – zielono –pomarańczowymi plamami i resztkami po czymś bliżej nie zidentyfikowanym. Leżały tam również małe rzeczy, na pierwszy rzut oka wyglądające jak kule do pistoletu. Jednak równie dobrze mogły to być rozsypane drażetki czy inne rzeczy. Krzysiek poczuł, że nagle zaczyna dopadać go senność. Nie zdążył wrócić do pokoju, tylko uwalił się na kanapie i nawet nie wiedząc kiedy zasnął. Kilka godzin później, rozbudził go nagły huk, który wydobył się z za jego ucha. Powoli otworzył swoje mocno zaspane oczy i..przed nim pojawiła się postać wysokiego mężczyzny. Następnego dnia rano, obudził się w swoim łóżku w ogóle nie pamiętając jak do niego trafił i kiedy. Głowa delikatnie dawała znak o sobie. Przez ledwo trzymającą się zasłonę na jednym haczyku, do pokoju zaglądały silne promienie porannego słońca. Wojtek! – zawołał głosem ranionego łosia. Z ogromnym trudem odsunął kołdrę i popatrzył na zegarek , który leżał w bucie. Przetarł oczy i zobaczył godzine siódmą i trzydzieści trzy minuty. W tej samej chwili usłyszał odgłos lejącej się wody dobiegający z łazienki. Drzwi od łazienki otworzyły się powoli i wyszedł z niej zadowolony Wojtek. Cześć Miodku! – przywitał go. Jak tam noc? – zapytał z nutką ironii a za razem z zaciekawieniem w głosie. Głowa mnie boli – wydukał nieprzytomnie Krzysiek odwracając się błagalnymi oczami w jego stronę. Jak tam Twój nowy przyjaciel – zapytał Wojtek. Jaki nowy przyjaciel? No, ten brunet co Cię przyprowadził nieprzytomnego o wpół do trzeciej do pokoju. Nie źle musieliście zabalować. W oczach Krzyśka pojawiły się pytajniki. No dobra, dobra, nic już nie mówię. Przez chwile siedział na łóżku przykryty kołdrą w połowie i zastanawiał się, co z tego mu się śniło. A może to nie był sen? No i kim jest ten mężczyzna o którym mówi Wojtek. Wiesz…- zawiesił się na chwilę. Śniło mi się, że … znowu zawiesił głos, tym razem na dłuższy czas. Wojtek stał zaciekawiony. Jego ciekawość pożarła go tak bardzo, że nawet nie zauważył jak ręcznik, który miał na sobie sprawnym ruchem węża ześlizgnął mu się i spadł na twardą podłogę. Krzysiek uśmiechnął się wtedy powracając na ziemię. O godzinie ósmej, wszyscy goście zeszli się na śniadanie do restauracji. Dokładnie tak samo jak i poprzedniego poranka, po śniadaniu wszyscy spotkali się z przewodnikiem w tym samym pokoiku za recepcją. Gdy weszli do środka, przewodnik już czekał na nich. - Dzień dobry Państwu – przywitał wszystkich rozpromienioną twarzą. Mam nadzieje, że wszyscy Państwo tej nocy dobrze spali i wypoczęli, bo dzisiejszy dzień będzie pełen atrakcji, a zwłaszcza cześć wieczorna. Ale może najpierw przypomnę plan na dzisiaj. Na dzisiaj tak jak już państwu wspomniałem wczoraj, zabiorę Państwa do ‘Victoria Memoriał”, a w drodze powrotnej zwiedzimy Świątynię Kalighat, której nie udało nam się wczoraj zobaczyć. - Natomiast jeżeli chodzi o wieczór… - mężczyzna na chwilę zawiesił głos i przewrócił pożółkła kartkę na drugą stronę. - Tak, jak już wspomniałem, dzisiaj w hotelu organizujemy wieczorek balowy. Na wieczorek jesteście wszyscy państwo zaproszeni, a oprócz tego dzisiaj popołudniu do naszego hotelu przyjeżdża druga wycieczka, również z Polski wiec tym bardziej mam nadzieje, że zaszczyca nas państwo swoją obecnością. Przewodnik znowu na chwile zawiesił głos i po nie długiej chwili błądzenia oczami po suficie kontynuował. - Uroczystość rozpoczyna się o godzinie dwudziestej w dużej sali, obok restauracji. Przepraszam?, czy to jest obowiązkowe? – zapytała Maria podnosząc się z niewygodnego krzesła. Na twarzy przewodnika pojawiła się zaskoczona mina. - Nie, oczywiście nie. Jeżeli chcą Państwo spędzić ten czas inaczej bardzo proszę – odpowiedział z zaniepokojeniem w oczach. -Jednak, jeżeli nie mają Państwo innych planów na wieczór to naprawdę warto przyjść - zachęcił ponownie. - Ja na pewno przyjdę – odpowiedziała Krysia z podekscytowaniem. - Świetnie! – odpowiedział z zadowoleniem. - Czy ktoś z Państwa ma jeszcze jakieś pytania? – zapytał podnosząc ogromne źrenice z nad kartki. -Nie wiedze, dobrze…, a zatem jeżeli maja państwo coś jeszcze do zabrania z pokoi to bardzo proszę, a tych z Państwa, którzy są już gotowi zapraszam do autobusu. Podobnie jak wcześniejszego dnia, wszyscy zajęli dokładnie te same miejsca w autobusie i wyruszyli zwiedzać. W drodze powrotnej, autobus zatrzymał się przy restauracji, w której jeżeli ktoś miał ochotę mógł coś zjeść. Większość z gości zamówiła dania główne, jedynie Pani Kleszczyńska wzięła sobie lekkie danie z ryżem. Po powrocie do hotelu nikt z gości nie miał ochoty zejść na posiłek do restauracji. Większość gości zamówiła obiad do pokoju lub go w ogóle nie zamówiła. Tym bardziej, że do hotelu przyjechali nowi goście, którzy prawie w całości okupywali ją od przeszło godziny, a kelnerzy byli zajęci lataniem tam i z powrotem i zbieraniem od nich ogromnych napiwków za każdą dostarczoną rzecz. Pani Maria i jej maź siedzieli w pokoju na tapczanie i zastanawiali się czy nie wybrać się na wieczorny spacer. Dzisiejszego wieczoru w hotelu organizowana była impreza dla wszystkich chętnych gości. Jednak większość z naszych głównych bohaterów nie miała ochoty na nim się pojawić. Dochodziła szósta po południu, słońce cały czas rozżarzoną czerwienią oświetlało błękitne niebo, a z ulicy słychać było ciche wystrzały petard i odgłosy świętujących mieszkańców. I. Pani Kleszczyńska wraz ze swoim kochankiem Michałem postanowiła dołączyć się do przyjęcia, które organizowane było dla wycieczki przybyłej tego popołudnia do hotelu. Ponieważ, że zorganizowano dla nich dzisiejszego wieczoru potańcówkę, a wszyscy inni goście hotelowi mogli się do niej przyłączyć, nie mogła przegapić takiej okazji. II. Maria i Andrzej na wiadomość o wieczorku tanecznym nie byli zadowoleni. Jeszcze do końca nie zdecydowali jak spędzą ten wieczór, ale wiedzieli, że chcą go spędzić najchętniej w kameralnym gronie i z kimś normalnym. Rozważali dwie możliwości. Mogli zostać w pokoju i oglądać telewizje po hindusku lub przejść się na wieczorny spacer po Kalkucie. III. Krzysiek i Wojtek, także nie byli zainteresowani integracją z nowo przybyłą polską wycieczką. Późno popołudniowy, a za równo już wczesno wieczorny żar wpływał do ich pokoju przez otwarte okno. Krzysiek włączył telewizor z nadzieją, że uda mu się coś znaleźć w zrozumiałym języku do oglądania. Jednak obaj po przeglądnięciu piętnastu kanałów jakie były dostępne, doszli do wniosku, że to nie będzie takie proste. Postanowili, że przejdą się wieczorem po Kalkucie, jednak w sercu Wojtka pojawiło się dziwne zaniepokojenie, które nie pozwalało mu wyjść samotnie na zewnątrz. IV. Pani Elena razem z mężem byli zmęczeni po całodniowym zwiedzaniu miasta. Edek chciał w spokoju zgrać zdjęcia z aparatu do komputera, które zrobił tego dnia, a Elena chciała napisać kartki do rodziny i znajomych, których całe stosy zakupiła w czasie dzisiejszego zwiedzania. V. Panna Krysia, jako samotna Panna, szykowała się w swoim pokoju mając nadzieję, że pozna na wieczorku jakiegoś przystojnego Pana lub Panią, a najlepiej to obu. VI. Natomiast Kamil i Basia marzyli tylko i wyłącznie o tym, żeby samotnie spędzić te noc i móc rozkoszować się sobą nawzajem – co kolwiek to znaczy. Kilka minut po siódmej do drzwi pokoju Marii i Andrzeja rozległo się ciche pukanie. Maria właśnie leżała na łóżku próbując znaleźć jakiś kanał po angielsku, jednak bez skutecznie, a Andrzej odświeżał się po całym dniu. - Proszę – podskoczyła z łóżka poprawiając włosy, które trochę się wymięły od twardego zagłówka i wyglądał jak Chopin po koncercie. - Dobry wieczór pani Mario – odezwał się nie śmiały głos. - Czy nie przeszkadzam? Maria uchyliła bardziej drzwi. - Ależ skąd Krzysztofie!, ty nigdy nie przeszkadzasz – uśmiechnęła się do niego i zaprosiła do środka. - Proszę wejdź – otworzyła dłoń skierowaną ku górze zapraszając go do środka. Z łazienki słychać było ciche śpiewanie Andrzeja. Oboje równocześnie popatrzyli w stronę łazienki. - Nie przejmuj się, to tylko Andrzej, zawsze śpiewa pod prysznicem – powiedziała wesoło kobieta. - Pani Mario, przepraszam, że tak nachodzę z wieczora… - Pani.., znamy się już trochę, byliśmy razem na nie jednej konferencji, teraz, mów mi Marysia. - Marysiu – wydusił z siebie z ogromny trudem. - Pomyśleliśmy z Wojtkiem o wieczornym spacerze, jednak Wojtek boi się iść sam ze mną. - Przychodzę się zapytać, czy nie wybralibyście się razem z nami, jeżeli nie macie żadnych innych planów na wieczór – zapytał uprzejmie. - Ależ oczywiście, że tak!, z wielka chęcią pójdziemy. To będzie taki nasz kameralny wieczorek – dodała z zadowoleniem Maria. W tym samym czasie drzwi do łazienki się otworzyły i w progu ukazał się Andrzej owinięty ręcznikiem. - O – cześć Krzysiek – przywitał chłopaka. - Nie wiedziałem, że jesteś… - Chłopaki zapraszają nas na wieczorny spacer. - Świetny pomysł- wykrzyknął zadowolony mężczyzna. - Ale za nim wyjdziemy…, mam tutaj dwie butelki dżinu i rum, napijemy się czegoś – mężczyzna mrugnął okiem żeby się pospieszyli nie mogąc się już doczekać. - To ja skocze tylko po Wojtka i za raz przyjdziemy. - Spox, tylko nie szykujcie się za bardzo – i wpadajcie prędziutko – krzyknął zadowolony Andrzej za Krzyśkiem, który zamykał drzwi. Po krótkiej chwili do pokoju rozległo się ponowne pukanie, także delikatne i do środka weszli Krzysiek z Wojtkiem. - Rozgłoście się – powiedział Andrzej wskazując żeby wybrali sobie miejsce, gdzie chcą. - Marysia jest w łazience, wiecie, robi się na bóstwo przed wyjściem – mężczyzna mrugnął przyjaźnie okiem. - No to od czego zaczynamy Panowie? – zapytał podnosząc w lewej ręce brytyjski dżin, a w prawej miejscowej produkcji rum. - Mamy do dyspozycji rum, dżin, colę, sprite i tonic. -Może dżin z tonikiem- chłopaki popatrzyli na siebie i zgodnie odpowiedzieli. - Świetnie! – mój ulubiony drink dodał i podał chłopakom szklanki z trunkiem. - Kochanie?, a dla Ciebie? – krzyknął odwracając głowę w stronę łazienki. - A chłopaki już przyszli? – dostał odpowiedź z łazienki dopiero po dłuższej chwili. - Oszywiście, pijemy dżin z tonikiem. - To dla mnie też –kobieta ryknęła zagłuszając lejąca się wodę w łazience. - Nie musisz się tak stroić idziemy tylko na spacer – zaszydził z niej Andrzej. - Nie stroje się – odpowiedziała kobieta lekko speszonym głosem. - Nagle drzwi się otworzyły i Maria wyszła w długiej kwiaciastej sukni. - Bardzo ładna suknia – zauważył Krzysiek nie mogąc oderwać od wzorów swoich krecich oczu. - Oh!- dziękuje Ci bardzo – zauroczyła się kobieta. - Witaj Wojtku – uśmiechnęła się do niego. - Witam Pani Mario – odpowiedział podnosząc się z krzesła na przywitanie. - No to po jednym, żeby nas nogi lepiej nosiły i ruszajmy na podbój – odparł z przytupem nogi Andrzej ekscytując się coraz bardziej na nocne wyjście w takim superowym towarzystwie. Dokładnie o ósmej miała się zacząć impreza w sali balowej hotelu. Goście już się schodzili. Pani Kleszczyńska wraz z Michałem i panną Krysia, która przysiadła się do ich stolika na zaproszenie Michała wchodzili właśnie do sali balowej znajdującej się obok restauracji. Natomiast Maria, Andrzej, Krzysiek i Wojtek umówili się dziesięć po ósmej na dole przy recepcji. Chłopaki chcieli zabrać tylko kilka rzeczy z pokoju i oczywiście nieustannego towarzysza, którym był aparat. Punktualnie dziesięć po ósmej, cała czwórka spotkała się na dole i ruszyła zwiedzać nocną Kalkutę. Krzysiek był bardzo ciekawy jak wygląda święto Diwaii. Namiastkę tego święta mógł już zobaczyć przed hotelem, gdzie stojące busy wystrojone były kolorowymi wieńcami, a w środku świeciły się małe świeczki. Jednak nie zaspokoiło to jego duszy. Cała czwórka ruszyła więc w stronę głównej ulicy skąd dochodziły głośne wybuchy petard i bębny. Po drodze minęli całe mnóstwo szarych małych pomieszczeń w betonowych budynkach, w których to miejscowi sklepikarze sprzedawali jaja lub inne miejscowe wyroby smażone w ogromnych garach nad ogniskiem w głębokim tłuszczu. Parę minut później doszli do głównej ulicy, jednak hałas świętujących mieszkańców nie dawał spokoju im zmęczonym uszom. Przy pierwszej uliczce jaka nawinęła im się pod rękę, a w zasadzie to pod nogi, skręcili w nią. Hałas tutaj już nie dawał tak o sobie znać. Na końcu ulicy stał wielki betonowy budynek, obok którego rikszarz z siwą brodą układał się do spania, a miejsce przed budynkiem zajmowali inni mieszkańcy Kalkuty rozkładając ciepłe pościele i ubrania. Na końcu, ulica spotykała się z inną, która jak się okazało prowadziła prosto do miejscowego parku. Słońce już schowało się za białą pierzynką konwekcyjnych chmur. Jednak z dala w dalszym ciągu słychać było okrzyki świętujących ludzi. Na nie za małym zegarku, no ale i w drugą stronę też bez przesady, duża wskazówka przesunęła się na dwunastą, a mała tkwiła na dziesiątce. Nagle… - Brzdęk! – rozległ się niespodziewanie przed Krzyśkiem odgłos jakiegoś metalowego przedmiotu. Chłopak zatrzymał sie natychmiast w miejscu nie wiedząc co się dzieje. Przed sobą zobaczył kobietę płuczącą metalowy pojemnik w brudnej ulicznej wodzie. Na rogu tego samego chodnika rozstawione były ogromne pale powbijane w dziury między odstającymi betonowymi chodnikami, a na nich położone były twarde, grube deski. Z niektórych z nich wystawały nawet jeszcze stare zardzewiałe gwoździe, na których spały małe dzieci, jakaś starsza pani i parę jeszcze innych osób. - Hej! – zawołał potężny mężczyzna na widok turystów, gramoląc się na twardej desce, kładąc się obok dzieci, które zawinięte już były ciepłymi ubraniami i spały. W głębi parku, stały rozbite cztery kolorowe namioty obok siebie zasłonięte od strony ulicy, a z zewnątrz tliło się nieśmiałe światełko znacznie zagłuszane przez silny płomień palącego się ogniska. Maria poczuła, że zaczynają boleć ją nogi. Po drodze do hotelu, Andrzej chciał jeszcze kupić na wieczór cole, tak na wszelki wypadek, żeby nie zabrakło. Przebiegli sprzedawcy myśleli, że uda im się naciągnąć Andrzeja i wcisnąć mu dwu litrowa cole za sto dolarów. Ostatecznie transakcja nie zakończyła się pomyślnie dla sprzedawców. Parę minut przed jedenastą cała czwórka wróciła do hotelu. Z sali balowej słychać było głos organizatorów, którzy coś zapowiadali.- No to póki noc taka młoda, zapraszamy do nas..- powiedział wesoło Andrzej klepiąc zapraszająco chłopaków po ramienicach. Impreza tak się potoczyła, że cała czwórka spędziła ten wieczór do samego rana w pokoju Andrzeja i Marii. Pani Kleszczyńska siadając przy stoliku zauważyła, że poszło jej oczko w prawej rajstopie. Opuściła stolik przepraszając na chwile Krysie i Michała i poszła do pokoju ubrać nową parę. Idąc do swojego pokoju przechodziła obok pokoju Kamila i Basi. Kobieta przystanęła na chwile i podsłuchała co dzieje się za drzwiami. Ze środka dobiegł ją głos krzyczącej serenady z rozkoszy seksualnej młodych kochanków, którzy mówiąc dosłownie już dochodzili. Kobieta uderzyła się o drzwi głową i szybko pobiegła do pokoju udając, że nic nie słyszała. Drzwi od pokoju Kamila i Basi otworzyły się i przez próg wychylił głowę Kamil bez koszuli w rozdartych spodniach, lecz pani Kleszczyńska zdążyła już wejść do pokoju. Kilka minut później, kobieta schodziła już w nowo odpakowanych rajstopach do sali balowej nie mogąc doczekać się windy. Ponownie przystanęła przy drzwiach młodych kochanków, lecz tym razem usłyszała jedynie cicho włączony telewizor i szum lejącej się wody z pod prysznica. Po woli zeszła na dół i uroczystym krokiem weszła do sali jak królowa. Na własne oczy nie mogła uwierzyć, gdy zobaczyła jak Michał tańczy z panną Krysią tango. Zazdrosna kobieta usiadła przy stoliku i zamówiła kieliszek wina. Kiedy utwór się skończył, zdyszany i zadowolony Michał razem z Krysią przysiedli się do niej lecz ona nic się nie odezwała. - I jak tam kochanie rajstopy – zapytał widząc naburmuszona minę kobiety. - A jak ma być? - odpowiedziała udając obojętną. W tym momencie w głośnikach rozbrzmiała energiczna muzyka zachęcająca do tańca. - Zatańczysz kochanie? – zwrócił się do niej Michał. - Nie umiem tak dobrze tańczyć jak ona – odpowiedziała ostentacyjnie kobieta wymachując rekami. Chcąc wymusić na Michale poczucie winy. - Na pewno potrafisz – przymilił się do niej mężczyzna. - Idźcie, bawcie się dobrze, ja sobie popatrzę na was. - Ale na pewno? – - Tak idźcie już. - Dobry wieczór Szanownej pani , czy można się przysiąść? – zagaił do samotnie siedzącej pani Kleszczyńskiej posiwiały mężczyzna taki gdzieś w jej wieku, a może i nawet starszy. Któż to wie. Kobieta podniosła głowę do góry i odpowiedziała nie zachęcającym głosem. - Proszę. Pomimo jej głosu mężczyzna odsunął krzesło, które wskazała ręka i przysiadł się. - Edmund Piotrowicz – przedstawił się mężczyzna, jednak Kleszczyńska nic nie odpowiedziała. Patrzyła się cały czas z zazdrością w stronę Michała, który tańczył z Krysią i coraz lepiej się bawił. - Mężczyzna wstał i podszedł do kobiety podając jej ostrożnie rękę. - Czy nie miałaby Szanowna Pani nic przeciwko dostąpienia tego zaszczytu i oddania mi jednego tańca? Nie! – odpowiedziała oburzona kobieta. - Pan wybaczy, ale nie umiem tańczyć – odpowiedziała rzucając na niego groźne spojrzenie. Mężczyzna odsunął krzesło i usiadł na wprost Kleszczyńskiej nie mogąc oderwać od niej wzroku. Jego gałka oczna śledziła dokładnie każde przesunięcie się źrenicy Pani Kleszczyńskiej. - Na co się Pan tak gapisz! – wykrzyknęła ordynarnie kobieta spoglądając z jeszcze większą zazdrością jak Michał tańczy z Krysią. Pani Kleszczyńska nagle nerwowo wstała od stolika i machając ręką wygoniła mężczyznę od stolika. Nie zbyt zadowolony tą sytuacją Edmund – wdowiec po hrabinie Piotrowskiej delikatnie zasunął krzesło za sobą i powrócił do towarzystwa Pań z którymi przyjechał na wycieczkę. Były to koleżanki jego żony nieboszczki, których tak na prawdę po trzydziestu latach ciągłego oglądania miał dość. Wszystkie trzy były starymi pannami, i wszystkie trzy cały czas go podrywały. Jednak po chwili spędzonej z kobietami Edmund przeprosił je na chwilę mówiąc, że musi skorzystać z łazienki. Tak naprawdę miał ochotę na spokojne, niestresujące i przyjazne spędzenie chociaż chwilki w towarzystwie jakiejś uroczej damy. Na samym środku sali przy nie dużym stoliczku siedziała samotnie starsza Pani. Akurat taka, jakiej teraz poszukiwał. Mężczyzna tanecznym krokiem zbliżył się do stolika skromnie, ale z klasą ubranej kobiety. - Przepraszam, czy można skraść Szanownej Pani trochę czasu – zagaił uśmiechając się. - Ach, proszę wybaczyć moje roztrzepanie – zaśmiał się na połowę sali balowej. - Kobieta zerknęła na niego wielkimi niebieskimi oczami. - Będzie mi bardzo przyjemnie – odpowiedziała. Małe zmarszczki pojawiły się na jej twarzy, gdy uśmiechnęła się do Edwarda, jednak z pogłębieniem uśmiechu od razu znikły. W tym momencie do stolika podszedł kelner. - Czy mogę przyjąć od państwa zamówienia? – zapytał po angielsku z mocno hinduskim akcentem. - Jak najbardziej – odpowiedziała kobieta. - Poproszę czajnik zielonej herbaty i ciasto marchewkowe – odpowiedziała z brytyjskim akcentem. - A dla pana Hrabio? – zwrócił się do Edmunda kłaniając się mu prawie do rozporka, który miał rozpięty. - Tylko herbatę – odpowiedział. Kelner delikatnie skinął palcem na dół dając sygnał, że rozpiął mu się rozporek. Kobieta spojrzała na niego ponownie swoimi wielkimi oczami. Jednak tym razem jej oczy uśmiechały się do niego. - O! proszę wybaczyć moją niezdarność. - Edmund Piotrowicz – przedstawił się mężczyzna. - Wiktoria Czeczkówna – odpowiedział kobieta podając rękę na powitanie. - świetnie mówi pani po angielsku, i Pani akcent – zauważył Edmund. -Jest Pani może Brytyjką z polskim imieniem i nazwiskiem?- zażartował mężczyzna. - Nie, jestem urodzoną krakowianką, ale ma Pan rację, trochę czasu spędziłam w Anglii. – zaśmiała się Wiktoria. - Edmund pochylił się ostrożnie nad stolikiem. - Pani Wiktorio, pani mnie nie poznaje? – zapytał. - Proszę wybaczyć, o to Państwa zamówienie – powiedział kelner przerywając rozmowę kładąc na stoliku herbatę i ogromny kawałek ciasta. Wiktoria ostrożnie nalała herbatę do porcelanowej filiżanki zdobionej własnoręcznie przez miejscowego artystę. Kobieta popatrzyła na mężczyznę z lekkim zakłopotaniem w oczach. - Powiem Pani w zaufani, ale mam prośbę żeby nie wyszła ona poza ten stolik. - Oczywiście – odparła przychylając się do stolika, żeby nikt nie mógł podsłuchać o czym rozmawiają. - Moja żona Emilia Piotrowicz, Pani bardziej znana może jako Magi Johnes… - zaczął Edmund - Nie musi Pan kończyć. Wiktoria położyła dłoń delikatnie na jego pomarszczonych rękach, które nerwowo trzęsły się na stole. - Myśli Pan, że nie poznałam? – zapytała twierdząco. - Pani Wiktorio, czy mogę mieć do Pani ostatnią prośbę? – zapytał mężczyzna nerwowo rozglądając się po sali. - Chciałby się Pan zobaczyć z synem? - Nie, to znaczy… przerwał nagle ponownie rozglądając się za siebie. - Mam poważny problem – zwierzył się mężczyzna. - Jak mogę Panu pomóc? - Emilia zostawiła, a właściwie to dała mi to tuż przed śmiercią. Prosiła mnie, żebym przekazał to pani, jednak dopiero… - mężczyzna zawiesił ponownie głos. Edmund przesunął po stole zwiniętą na cztery części białą kartkę. Wiktoria ostrożnie podniosła kartkę i zaczęła ją rozwijać. - Nie! – przerwał jej nagle Edmund zakrywając ręką. - Niech Pani jej tutaj nie czyta – powiedział grobowym głosem. Wiktoria wzięła kartkę i dokładnie wsadziła ją do torebki. - Wiem, że zna się Pani z Arturem Skrzypkiem – powiedział Edmund. - To tylko mój sąsiad – skłamała kobieta. - Pani Wiktorio… - uśmiechnął się do niej, dając jej do zrozumienia, że wie, że kłamie. -Niech pani poprosi go o pomoc. - O pomoc? – zdziwiła się Wiktoria. Panie Edmundzie, co się dzieje? - Depczą mi po piętach. - Proszę mi obiecać, że przeczyta to pani w swoim pokoju jak będzie sama – Edmund popatrzył jej prosto w oczy. - Tak…, oczywiście, może Pan być spokojny. Mężczyzna się wyprostował odwracając głowę w stronę orkiestry. W tej chwili młody zespół chłopaków, który przyleciał razem z wycieczką tylko i wyłącznie na wieczorek wyszedł na scenę. Nagle z głośników wydobył się cichy dźwięk kontrabasu. Po woli zaczęły do niego dołączać pianino, perkusja i gitara basowa. Po kilku minutach rozgrzewki, na scenę wyszedł młody chłopak, jak się okazało, solista zespołu. Płynne pociągnięcie strun kontrabasu, powoli zaczęło wypełniać salę również dźwiękami pozostałych instrumentów, a niesamowity głos młodego solisty zespołu nadał swingowo- jazzowej piosence Feaver, zupełnie nowego do tej pory nie spotykanego funkowego brzmienia do którego nogi nawet największych słoni muzycznych same ruszały na parkiet. - Szanowna Pani Wiktorio, czy mogę Panią prosić do tańca? - zapytał Edmund. - Oczywiście Edmundzie – odpowiedziała Wiktoria wstając od stolika. Zauroczona w dźwiękach piosenki, Pani Wiktoria poczuła się ponownie tak swobodnie jak dwadzieścia lat temu w Londynie. Kiedy orkiestra skończyła grać na scenie pojawił się mężczyzna ubrany w biały garnitur i przyciasne spodnie. Jego akcent był bardzo nie wyraźny i zdecydowanie nie europejski. - Szanowni Państwo! – witamy bardzo serdecznie na naszym wieczorku balowym – zaczął przemowę. Edmund podziękował Wiktorii za taniec kłaniać się i odprowadził ją do stolika. - Przepraszam Wiktorio, na mnie już pora. Zaczyna się żarzyć. Oczy Edmunda nagle zrobiły się ogromne jak strusie jaja i rozbiegane. - Edmundzie. – zerwała się za nim z krzesła Wiktoria. - Edmund pochylił się nad kobietą. - Wiktorio, proszę, nie zapomnij o wiadomości od nas – powtórzył. - Od Was? – zdziwiła się Wiktoria. - Ode mnie i Magy. -Magy? przecież…. - Proszę, przeczytaj… - powiedział zawieszając głos, i nerwowo oddalając w stronę wyjścia z sali. - A!, byłbym zapomniał, proszę pozdrowić ode mnie Artura – Edmund krzyknął będąc jedną nogą już po za salą, a drugą jeszcze w środku, uśmiechnął się po czym całkowicie znikł w ciemnym hotelowym korytarzu. Pani Wiktoria dopiła herbatę i wróciła do swojego pokoju. Dochodziła północ. Kobieta wyszła na korytarz i usiadła na kanapie, która stała na korytarzu. List 26.03.2013 roku Droga Wiktorio Po tylu latach życia w kłamstwie nie wytrzymałam już. To całe kłamstwo wykończyło mnie, dlatego piszę ten list z nadzieją chcąc na zakończenie swojego życia przeprosić Was. Zwłaszcza Ciebie, moje kochane maleństwo - Kamilka i Edmunda. Zapewne zdziwi Cię to co za chwile przeczytasz, jednak wszystko to co napiszę jest prawdą, którą w końcu postanowiłam powiedzieć. Mam nadzieje, że wybaczycie mi za mój ogromny błąd jaki popełniłam. Jak Ci już wcześniej mówiłam, z Edmundem znamy się od podstawówki. Razem chodziliśmy do szkoły, wyjeżdżaliśmy na wakacje, aż do ukończenia studiów. Po obronieniu pracy magisterskiej przez Edmunda, poszliśmy świętować do studenckiego klubu ‘Maryśka’. Było wtedy z nami Jeszce kilku znajomych Edmunda z roku. Wszyscy razem gadaliśmy, śmialiśmy się, tańczyli. Około godziny dwudziestej, do środka wszedł bardzo przystojny chłopak. Do dzisiaj nie potrafię o nim zapomnieć. Miał złote kręcone włosy, a jego ogromne błękitne oczy, czarowały, a z drugiej strony nadawały mu tajemniczości i żądzy. Chłopak podszedł do naszego stolika. Edmund obrócił się gdy poczuł, że delikatna dłoń dotyka jego ramienia. Wstał zamaszyście Przy stoliku, wszyscy nagle ucichliśmy. - Kochani!. Dziękuję Wam bardzo za wsparcie w ostatnim czasie przed moim obronieniem, zwłaszcza dziękuję Zosi i Monice, które tak dzielnie i wytrwale pomagały mi i podtrzymywały na duchu w chwilach dołka. Dziewczyny wykrzyknęły coś. Edmund chwycił chłopaka mocno za rękę i … Chciałbym , żebyście poznali Roberta mojego chłopaka. Musze przyznać, że zamurowało mnie wtedy. Ponieważ, że wiązałam swoje plany z Edmundem, skłamałam, wtedy , że jestem z nim w ciąży i potrzebuje odpowiedzialnego ojca, a nie homo – pederastę. I wybiegłam. W domu rodzice zawsze powtarzali mi, że wszystko co jest homoseksualne jest niemoralne, nie zasługujące na szacunek. Dlatego wykorzystałam, tę sytuację. Teraz zrozumiałam, że źle zrobiłam. To, że przez te lata krzywdziłam siebie, to nic. Zrozumiałam, że największe cierpienie sprawiłam Edmundowi i Kamilowi, nie pozwalając im się widywać. Pomijając już ta kwestię, że ojcem Kamila nie był Edmund, tylko mój recenzent. Na zakończenie chce przeprosić Ciebie Wiktorio, że przedstawiłam Edmunda jako….. Mam nadzieję, tylko, że będziesz miała okazje go poznać. Megi. - Biedna Megi – wzdychnęła Wiktoria składając list i podnosząc się ostrożnie na prawą nogę, która jej ścierpła. W budynku, który znajdował się obok hotelu zobaczyła to co widział Krzysiek poprzedniej nocy, a nawet i trochę więcej. Żeby móc dokładniej zobaczyć co dzieje się w budynku obok, Wiktoria usiadła z powrotem na fotelu. Punktualnie pól godziny po wybiciu godziny duchów, małe niebieskie światełko na ostatnim piętrze budynku zgasło, a piętro pod Panią Wiktoria rozświetliła mocna jasna żarówka. Z początku nic nie było widać. Jedynie białe szmaty powiewały zakrywając okna bez szyb. Parę minut po godzinie drugiej Wiktorię oślepiło mocna żarówka z sąsiedniego budynku. Podniosła się trochę z fotela, żeby móc lepiej przypatrzeć się. W oknach nie było już białych szmat. Za to w pomieszczeniu, sąsiedniego budynku, pojawiło się pełno narzędzi do cięcia. Ostrożnie odsunęła cienką zasłonę i zbliżyła się do okna, żeby lepiej się przypatrzeć pokojowi. Nie spodziewanie w środku pojawiły się cienie średniego wzrostu mężczyzn. Cień jednego z nich od razu rozpoznała. Mężczyźni przynieśli dwa tuziny białych doniczek z zielonymi roślinami. Wiktoria nie miała wątpliwości co to za rośliny. Nie całą godzinę później szmaty ponownie pojawiły się w oknie, a żarówka zgasła. Przed bocznym wejściem do budynku, z którego właśnie wychodził Kamil i trzech innych mężczyzn stał Edmund. Na jego widok mężczyźni oddalili się z prędkością światła. Przez dłuższą chwilę Edmund z Kamilem stali w jednym miejscu i o czymś ze sobą rozmawiali. Kiedy nagle Edmund chwycił w ręce parę małych torebek z narkotykiem i potargał je. Chłopak rzucił się na niego z rękami, jednak Edward był wyższy i silniejszy, więc skończyło się tylko na chwilowej przepychanie. Kamil jak oparzony wyleciał z nie dużego podwórka. Nie długo po przepychaninie z jego ojcem, Kamil wleciał zdyszany do swojego pokoju. Nie spędził w nim dużo czasu, nawet nie zamykał za sobą drzwi Od razu wyleciał z czymś co chował za plecami i znikł w ciemności korytarza. Słońce zaczynało powoli wstawać, odsłaniając pierzastą pościel, która przykrywała je przez całą noc. Pod małą metalową bramę podjechało czarne auto, do którego dwóch mężczyzn szybko zapakowali ładunek i weszli głównym wejściem do hotelu. Wiktoria usiadła na fotelu i rozwinęła ponownie list od Edmunda. W tym czasie pojawili się Krzysiek i Wojtek wracający od Andrzeja i Marysi, ledwo trzymając się na bardzo łamliwych nogach od dżinu. - O!- Dzień dobry – odezwali się radośnie chórkiem. - Dzień dobry chłopcy, odpowiedziała kobieta uśmiechając się chowając ostrożnie list pod sobą. - Jak tam noc? – zapytała. - Supernowo… - odpowiedział nietrzeźwy Wojtek padając na Krzyśka, głaskając go po ramieniu i całując. - Przepraszam za niego, ale jak się schleje to jest nie znośny. Nie ma problemu sama jak byłam młoda nie wracałam do domu przed szóstą – wspomniała z uśmiechem Wiktoria. Dobranoc Panowie, śpijcie dobrze. Pożegnała ich machając za nimi jeszcze ręka, po czym sama udała się do pokoju i zasnęła. Tym czasem goście bawili się dalej, kiedy nagle do środka sali balowej wpadła pani Kleszczyńska krzycząc jakby ją piorun walnął. Tam!!!- krzyczała nie mogąc się uspokoić. On tam leży!. Cały we krwi!. Natychmiast cała sala wpadła w panikę, a bal został przerwany. Michał i Krysia zaprowadzili Kleszczyńską do restauracji i podali jej coś na uspokojenie. W windzie, która stała na parterze leżało ciało martwego Edmunda Piotrowicza. W jego prawej skroni była ogromna dziura, a serce przebite było pięć razy bardzo ostrym nożem dokładnie w jego środku. Pani Kleszczyńska przez długi czas nie mogła się uspokoić. Ciało martwego Edmunda leżało jeszcze przez jakiś czas w windzie, dopóki miejscowa policja prowizorycznie nie zakończyła swoich działań. Do godzin późno popołudniowych mężczyźni w brązowych koszulach z napisem Policja, tylko, że w hindi, siedzieli przy ciele na zmianę paląc papierosy, lub rozmawiając ze sobą w hindi. Od czasu do czasu któryś z nich wstał przeszedł na drugie piętro i wrócił z powrotem. Dochodziła dziewiąta trzydzieści. Pani Kleszczyńska właśnie przebudziła się po tym jak Michał podał jej środki uspakajające żeby mogła zasnąć. - Michał! – zawołała migrenicznym głosem. Jednak nie uzyskała żadnej odpowiedzi. W pokoju panowała zupełna cisza. Nawet promienie wschodzącego słońca, co zawsze o tej porze czyniły, tego przedpołudnia omijały jej pokój z daleka. Pani Kleszczyńska wstała z łóżka i wyszła na korytarz. Na korytarzu nie było ani jednej żywej duszy. Nieżywej z resztą też nie było. Pani Kleszczyńska doszła do drzwi pokoju Krysi. Ostrożnie przystawiła do nich ucho, jednak nic nie usłyszała. Delikatnie pchnęła klamkę i weszła do środka. Na środku łóżka zastała swojego ukochanego z Krysią w pozycji miłosnego uwielbienia. -Michał!- wydała z siebie przeraźliwy okrzyk. - Krystyna! – popatrzyła na nią wzrokiem oburzenia. Po tym wszystkim…. – wydukała z wściekłością i trzasnęła drzwiami wylatując na korytarz, po czym wpadła do swojego pokoju jak bomba. Cały dzień i noc spędziła samotnie wylewając hektolitry łez w pokoju zamkniętym na klucz nie wpuszczając nikogo. Następnego ranka do drzwi obudziło ją natarczywe pukanie. - Odejdź! – wykrzyknęła leżąc z olbrzymim globusem w łóżku. Była przekonana, że to na pewno Michał przyszedł ją przeprosić. - Przecież nie mogę mu tak łatwo darować – pomyślała. Jednak pukanie nie ustąpiło. Kobieta wstała z łóżka pozostawiając w nim swój globus, i nerwowo otworzyła drzwi chcąc zamaszyście nimi uderzyć Michała. Jakie było jej zdziwienie gdy nagle przed jej oczami pojawili się Krzysiek i Wojtek. - Dzień dobry, czy nie przeszkadzamy Pani? – zapytali uprzejmie. Kobieta własnym oczom nie mogła uwierzyć gdy ich zobaczyła. - Yyy, proszę wejdźcie – odpowiedziała zdziwiona. - Siadajcie chłopcy – powiedziała bardzo miłym głosem. Wybaczcie mi bałagan w pokoju, ale jestem jeszcze trochę roztrzęsiona - zadrżała. - A to w takim razie nie będziemy Pani zawracać głowy – powiedzieli zgodnie. - Zawracać? Wy? – kobieta wybuchnęła śmiechem. Jak dwóch takich sympatycznych chłopaków może mi przeszkadzać – powiedziała z radością w głosie. Wojtek i Krzysiek popatrzyli na siebie z nie dowierzaniem. Wydawało im się, że się przesłyszeli. - Przepraszam, proszę mi wybaczyć, ale przyznam, że czegoś tu nie rozumiem, … - Nie krępuj się mój drogi, pytaj o co chcesz – przerwała mu Kleszczyńska wtrącając się. - Z tego co dobrze pamiętam, pierwszego dnia na stołówce użyła Pani dość nie miłego określenia odnośnie nas, a teraz nagle Pani jest taka miła – zapytał zmieszany. - A co tu się dziwić mój drogi – odparła Kleszczyńska z radością w głosie. - Przecież nie mogę zachowywać się inaczej niż to głosi Kościół zwłaszcza Gdy do okoła mnie są inni ludzie. Jak by to wyglądało. Przecież sami dobrze wiecie, że mało jest księży u nas w kraju, którzy tolerują homoseksualistów. Zgadzam się, że nie jest to dobre i samej osobiście nie zawsze mi się to podoba, ale jak tak mówią przedstawiciele Kościoła, to trzeba ich słuchać i tyle, bo w końcu kto nie ma racji jak oni. - Chłopaki nic się nie odezwali, obaj byli tak zadziwieni tym co usłyszeli, że przez chwile wydawało im się, że to jest sen. - No, co tak stoicie…, siadajcie, do wylotu mamy jeszcze dużo czasu – powiedziała wesołym głosem kobieta. - Wojtek otworzył usta na cała możliwą szerokość i wyglądał jakby go sparaliżowało. - Coś się stało Wojtkowi? – zapytała kobieta. -Nie, nie, Dziękujemy Pani bardzo za zaproszenie, ale musimy się jeszcze spakować – odpowiedział Krzysiek, przywracając Wojtka i uświadamiając mu przy tym, że to mu się nie śniło. - Przez całą drogę od Pokoju Kleszczyńskiej do ich własnego, nie mogli jeszcze uwierzyć w to co usłyszeli. Wieczorem, pod hotel przyjechał autobus, który miał zabrać naszych gości i zawieść na lotnisko skąd mieli wrócić do Polski. Po wylądowaniu w Krakowie, okazało się, że bagaż pani Kleszczyńskiej był niekompletny. Po zamieszaniu jakie zrobiła na lotnisku, okazało się, że przez przypadek nie został wyładowany z wózka na taśmę tylko przywieziony prosto do informacji. Następnego dnia miało odbyć się premierowe przedstawienie Artura Skrzypka. Pani Wiktoria cały dzień spędziła w teatrze, żeby pomóc w ostatnich przygotowaniach i równocześnie chociaż na chwilę zapomnieć o śmierci Edmunda. Na spektakl, jako goście honorowi, zaproszeni byli wszyscy lokatorzy kamienicy, w której mieszkała Wiktoria oraz wszyscy uczestnicy nieszczęśliwej i przerwanej wcześniej wycieczki. Jednak na spektakl przyszli tylko Edward z Eleną, Andrzej i Maria. Nie zabrakło też naszych chłopaków Krzyska i Wojtka. Dodam jeszcze tylko, że po przedstawieniu bez względu na to jaki sukces odniesie, organizowany był uroczysty bankiet. Mały wstęp o lokatorach Pani Wiktorii. - Pan Klemens – dozorca, potocznie przez niektórych mieszkańców nazywany ,,cieciem” lub ‘Aniołem” z Alternatyw4. Każdego ranka, o godzinie szóstej, Pan Klemens, otwiera piwnicę, w której z prędkością wolniejsza niż prędkość ślimaka, nalewa wodę i płyn mocno chlorowany, żeby dwa razy machnąć schody na parterze. - Na pierwszy piętrze mieszkają Państwo Klinowie, z dziesiątką dzieci. Najmłodsze z nich ma trzy miesiące, najstarsze dwadzieścia osiem lat, i mieszka w mieszkaniu obok z trójką swoich dzieci. - Natomiast na trzecie piętro nie polecam nikomu wchodzić, no chyba, że jest samobójcą. W drzwiach, po prawej stronie, mieszka stara wdowa - Pani Straszewska. Stara nauczycielka biologii, która cały czas twierdzi, że to tylko kwestia przypadku, że nie mieszka w pałacu, a jej maź sprzedawał prasę w kiosku Ruchu. Część II już niebawem. :)