Po wczorajszym, wietrznym i deszczowym dniu, dzisiejszy zapowiadał się ślicznie. Żółte uliczki słońca oświetlały śpiące uliczki Den Haag kiedy jechałem kremowym tramwajem na dworzec.
Mój ostatni dzień w Holandii. Po ósmej wyruszyłem pociągiem do Eindhoven skąd miałem samolot.
Przede mną były dwie i pół godziny jazdy, a później jeszcze kilka minut na lotnisko.
Do Eindhoven dotarłem przed jedenastą. Miasto było jeszcze martwe, wszystko pozamykane
i jedynie pojedyncze osoby kręciły się pomiędzy wejściem Dworca kolejowego, a przystankiem dla autobusów.
Samolot miałem dopiero 3 po południu, więc postanowiłem trochę pospacerować. Długo nie spacerowałem, bo wszystko było jeszcze zamknięte.
Usiadłem w dworcowej kawiarence i zamówiłem kakao i ciastko i pojechałem na lotnisko.
Przed 1 po południu dojechałem na lotnisko, przed którym było całkiem sporo ludzi pętających się sobie pod nogami na wzajem. Nie chciało mi się wchodzić do hali odlotów, ale godzina odlotu powoli się zbliżała, a chciałem jeszcze kupić kilka rzeczy. Bo w końcu gdzie najlepiej jest robić zakupu jak nie na lotnisku.
14:00, do odlotu została mi godzina z hakiem. Właśnie wyszedłem ze sklepu lotniskowego kiedy na tablicy odlotów pokazała się informacja o opóźnieniu mojego lotu o godzinę.
Przeszedłem przez odprawę i pozostało mi teraz tylko czekać. Nie miałem siły za bardzo żeby łazić, zmęczone oczy dawały znak o sobie coraz bardziej.
Usiadłem przed wielką szybą tak, że mogłem oglądać startujące i lądujące samoloty.
Nie długo później wylądował biały Airbus i stanął na wprost mnie.
Po jego dziobie było widać, że nie jest najmłodszy i nie zbyt zadbany.
Po nim, pojawiła się Pani z obsługi informując, że samolot się zepsuł, i podstawiono nam samolot zastępczy. Nie robiło mi to różnicy czy będę leciał, byle by tylko dolecieć.
I nareszcie nadeszła chwila boarding-u.
Samolot jak samolot, turecka obsługa z holenderskim akcentem trochę śmiesznie brzmiała,
ale przynajmniej nadrabiali oni za zagrzybiałą klimatyzację w samolocie.
17:55, samolot dotknął swoimi łapami płyty lotniskowej.
W tym momencie wróciłem z Holandii, po dwóch miesiącach nie dospany, marzyłem tylko o jednym, żeby znaleźć się w domu i wyspać. Jednak za nim to się stało, miałem przed sobą jeszcze dwie godziny jazdy samochodem.
Na koniec kilka zdjęć jeszcze z Eindhoven, Den Haag (centrum) i Scheveningen:
Powrotny do domu
http://alexemeraldart.blogspot.com/search/label/A.E.%20Powr%C3%B3t%20do%20domu
pisać, każdy może tak samo jak i śpiewać. Piszę od małego, ale nie jestem pisarzem, tym bardziej poetą... Moja wyobraźnia czasem płata mi figle i wtedy fantazjuję na papierze, ale też czasem zwykłe codzienne obserwacje nie dają mi spokoju. Dlatego, jeżeli drogi czytelniku, droga czytelniczko masz wolny czas, lubisz czytać, a codzienna ogólnodostępna literatura Cię nudzi, zapraszam Cię do swojego świata, świata w którym gdzieś pomiędzy spotkasz i mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz