Autobus, pociąg, autobus i jeszcze raz autobus, czyli jak utrudnić sobie życie



Z lotniska wyszedłem ostatni. Na zewnątrz było pełno ludzi i bardzo ładna, słoneczna pogoda.
Teraz interesowało mnie jedynie kupienie biletu na autobus i dostanie się do stacji kolejowej.
Długi, szary autobus komunikacji miejskiej, stał tuż przed głównym wyjściem z terminala.
Przed przystankiem stały automaty biletowe, które nie przyjmowały pieniędzy. Można było zapłacić tylko kartą co sprawiło mi lekki kłopot, ponieważ ta miała przyjść do mnie dopiero za dwa tygodnie.
Teraz to może jest śmieszne, ale wtedy serce podeszło mi do gardła. Autobus miał za raz odjechać, ja nie mam biletu, a jedyny automat nie przyjmuje gotówki ani monet.
Jakaś Pani, również miotała się przy automacie nie mogąc kupić biletu. Podeszła do kierowcy i zapytała się czy można kupić bilet płacąc banknotami. Kierowca odpowiedział, że automat przyjmuje tylko monety. Zdesperowana kobieta wyleciała z autobusu i znikła gdzieś na chwilę, mi w tym momencie ulżyło. Kupiłem bilet i usiadłem na końcu autobusu.
Jadąc do dworca, oglądałem sobie przez okno autobusu, ulice Eindhoven.
Kiedy autobus dojeżdżał do dworca zapanował ruch w autobusie.
Nie rozumiejąc holenderskiego, przeczułem, że jestem już na miejscu swojej pierwszej przesiadki.
Tocząc  za sobą, ogromną fioletową walizkę, człapałem do tablicy informacyjnej, na której znalazłem pociąg do Venlo i pośrednich stacji, które mnie interesowały.
Jak sobie utrudnić życie? – jest to o wiele łatwiejsze niż się spodziewałem.
Kupując bilet w automacie na dworcu kolejowym, przez przypadek musiałem wcisnąć nazwę stacji końcowej, a za razem nazwę miasteczka do którego ten pociąg jechał.
Kilka dni wcześniej znalazłem sobie, że mam jechać tym pociągiem i wysiąść na stacji pośredniej,
a następnie pojechać autobusem i jeszcze jednym autobusem. Zorientowałem się, że mogłem pojechać do większego miasta i z niego dostać się bez większych problemów mając pewność,
że autobus, który mnie interesował na pewno pojedzie, a nie będę musiał przesiadać się jeszcze raz.
Trudno, następnym razem będę wiedział - pomyślałem.
Wysiadłem z pociągu i stałem samotnie na przystanku. Pociąg, którym przyjechałem już dawno odjechał. Obok mnie główna ulica a z drugiej strony ścieżka rowerowa.
Autobusu, którym miałem udać się w dalszą część podróży nie widać, a na słonecznym wyświetlaczu zamontowanym przy rozkładzie jazdy wyświetla się napis ,, do odjazdu zostało 15 minut”.
Po dwóch przesiadkach autobusowych, w końcu dotarłem na miejsce.
Było to małe miasteczko, na środku którego stał olbrzymi ceglasty kościół.
Zostałem w nim dwa tygodnie.
Na koniec zdjęcia z szybkiego przemknięcia po Eindhoven.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz