Międzynarodowy pociąg z Warszawy do Berlina



Międzynarodowy pociąg z Warszawy do Berlina.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się pełen wrażeń.  Wybierałem się w samotną podróż pociągiem
do Berlina.
Jednak za nim wsiadłem do międzynarodowego pociągu, musiałem dostać się do Warszawy.
Piata trzydzieści, dworzec główny w Krakowie.
Miałem jeszcze trzydzieści minut do odjazdu pociągu do Warszawy, więc postanowiłem kupić drożdżówkę a później  udałem się na peron, z którego miał odjechać pociąg.
Do Warszawy miałem zaszczyt jechać nowym nabytkiem polskich kolei, którym się chwalą – pociąg intercity Premium, czyli tłumacząc z polskiego na polski – Pendolino.
Zegar peronowy wskazywał za dziesięć szósta, a mój pociąg już stał.
Nie mogąc się ogarnąć o tak wczesnej porze, stałem na peronie grzebiąc w plecaku za czarną teczką, w której miałem wszelkie potrzebne dokumenty, to znaczy bilety na pociąg
 i potwierdzenie rezerwacji z hotelu, w którym miałem zatrzymać się w Berlinie.
Coraz bardziej zagłębiając się w plecaku, dostrzegłem, że wokół mnie zgromadziła się grupka ludzi.
Nie przejąłem się nimi za bardzo, byłem za bardzo pochłonięty szukaniem czarnej teczki.
W czasie gdy ja pochłonięty byłem szukaniem teczki, ludzie robili sobie zdjęcia z nowym nabytkiem koeli.
Po pewnej chwili,  zadowolony, że udało mi się znaleźć bilet i sprawdzić do którego wagonu mam wsiąść zacząłem przeciskać się przed fleszami aparatów i ludzi robiących sobie zdjęcia z nowym pociągiem.
O samym pociągu i podróży nie będę się rozpisywał. Dodam tylko, że w porównaniu ze starymi składami było w nim czysto, ale przez całą podróż czułem się jakbym leciał samolotem.
Układ siedzeń 2+2 i brak możliwości wyjścia na korytarz z przedziału, czy udania się na sam koniec pociągu i oglądnięcia pól czy wiosek, które mijaliśmy, brakowało mi  tego.
W Warszawie nie czekałem długo na przesiadkę. Pociąg, którym przyjechałem był spóźniony trzydzieści minut, więc od razu ruszył w dalszą drogę do Gdyni. Pomachaliśmy sobie na pożegnanie
 i każdy z nas udał się w swoją stronę.
Zaopatrzyłem się jeszcze tylko w zapas drożdżówki i wody, po czym udałem się na peron oczekując na międzynarodowy pociąg do Berlina, który lada chwila miał nadjechać.
Lokomotywa Siemens oraz kilka starych wagonów z przedziałami – tak wyglądał międzynarodowy pociąg, czyli standardowy zestaw z lat siedemdziesiątych, może osiemdziesiątych.
Wybrałem przedział, który był pusty, jednak nie długo czekałem, aż do niego ktoś jeszcze wsiądzie. Tuż przed samym odjazdem do przedziału weszła młoda dziewczyna z bagażami i płócienna torbą, chłopak gdzieś w moim wieku oraz Pani w średnim wieku.
Jadąc do Poznania, nikt z nas się nie odzywał, no może z jednym wyjątkiem. Podczas hamowania, można było poczuć w przedziale zapach smarów i spalenizny. Kobita, która siedziała obok mnie cały czas się krzywiła. Kiedy nasz przedział odwiedził konduktor kobieta zapytała go czy pociąg się pali.
Konduktor popatrzył na nią ze wzrokiem mówiącym,,, kobieto o czym ty mówisz?” I po chwili namysłu grzecznie odpowiedział, ,,nie nie, Pani się nie przejmuje, on tak ma jak hamuje”.
Jechaliśmy w ciszy, patrząc się przez okno pociągu lub w mniejszej ciszy mając połączenie z bazą,
czyli słuchając muzyki przez słuchawki.
Od czasu do czasu, ktoś wchodził i wychodził z przedziału. Kidy wyjechaliśmy z Poznania, postanowiłem wyjść na korytarz i trochę rozprostować swoje nogi i kręgosłup.
Jednak nie stałem tam zbyt długo. Na korytarzu spotkałem mężczyznę, który co kilka minut wychodził ze swojego przedziału, rozglądał się po czym wracał do niego.  Widząc grupkę chłopaków w moim wieku, rozglądnąłem się czy aby na pewno wsiadłem do właściwego przedziału dla nie palących.
 Tak, tym razem nie pomyliłem się, numery wagonu się zgadzał, a przed wejściem do przedziału z obu stron była nalepka zakaz palenia. Najwyraźniej nie wszystkich ona dotyczyła.
Po nie zbyt miłej atmosferze, którą spowodowali Panowie, paląc tanie papierosy wróciłem do przedziału, w którym moi współpasażerowie rozmawiali o sztuce.
Nie znając się za bardzo na niej, usiadłem cicho na swoim siedzeniu i słuchałem ich angielskiej rozmowy. Nie będę ukrywał, że byłem nią zachwycony. Po nie długiej chwili sam się do niej przyłączyłem. Rozmawialiśmy o wszystkim co było możliwe, a za razem i o niczym.
Dalsza droga do Berlina minęła tak szybko, że nawet nie zorientowałem się kiedy pociąg wjechał na dworzec główny Berlin Hauptbahnhoft.  Po drodze dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy
 o ludziach, z którymi spędziłem ponad pięć godzin w pociągu, których pewnie nigdy bym nie poznał, gdybym jechał innym środkiem transportu.
Na dworcu przedstawiliśmy się sobie na wzajem, śmieszne trochę, dopiero na dworcu, po dwóch godzinach jazdy, ale tak się nam dobrze rozmawiało, że nie było czasu żeby się przedstawić wcześniej. Ze współpasażerką spędziłem jeszcze trochę czasu, bo przez przypadek z naszej wspólnej rozmowy
z przedziału wynikło, że mieszka w dzielnicy do której się udawałem. Nasza podróż zakończyła się ostatecznie na przejściu dla pieszych jednej z najbogatszych dzielnic Berlina. Pożegnaliśmy się życząc sobie wszystkiego dobrego, miłego wypoczynku( te życzenia były dla mnie) oraz miłego dnia
 i każdy z nas udał się w swoją stronę.
Ona do swojego domu, a ja w stronę hotelu, w którym miałem się zatrzymać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz