czwartek, 4 maja 2017

,, Z kroniki kryminalnej" odcinek 16 - ''The End''

Był to sierpień, poranek. Tego dnia, postanowiłem pójść na całość
i podsunąć wszystkie twarde dowody jakie mi się udało znaleźć w tej sprawie.
Po południu, kiedy Waldek Walczewski – mój nowy współlokator, obecny właściciel mieszkania, wrócił wcześniej do domu, na drewnianym brązowym biurku, wykonanym na specjalne zamówienie jego matki, zostawiłem swój notes, dyktafon oraz kilka innych cennych i ważnych dokumentów i dowodów, które zebrałem.
Wyjaśniały one, że tajemnicze zniknięcie Pana Walentynowicza,
 tak naprawdę było morderstwem dokonanym z zimną krwią,
a w całą akcję zaangażowany był również jeden z ówczesnych funkcjonariuszy policji.


W tym momencie kiedy mówię te słowa, moje ciało nie żyje już od kilku lat. 
Przez cały ten czas, błąkałem się po komisariacie i nękałem leniwych policjantów, sędziów i prokuratorów, żeby wszyscy żyjący sprawcy morderstwa Pana Walentynowicza dostali to na co zasłużyli.

Pięć lat później, zapadł wyrok skazujący. Obecnemu wówczas, dzisiaj już emerytowanemu komendantowi, oraz wykonawcom morderstwa postawiono niesatysfakcjonujące mnie wyroki, jak to uzasadniono,
ze względu na zły stan ich zdrowia. 
W tym samym czasie kilka osób pożegnało się z wysokimi stanowiskami
w policji oraz prokuraturze.

Pani Walentynowicz wyjechała z kraju. Podobno przed wyjazdem chciała się ze mną pożegnać, ale było na to już za późno. 
W za mian za to, mój nowy współlokator, policjant, dostał od niej ogromny bukiet różnorakich tulipanów i pianino. Nie były to zwykłe tulipany. Pianino też nie było zwykłe, bo w chwili kiedy smutek zaglądał do życia mojego współlokatora, tulipany się rozwijały, a ich piękne liście, delikatnie grały na kolejnych klawiszach.

Ja? - cóż tu dużo mówić... Nadal mieszkam tam, gdzie mieszkałem.

I to by było na tyle z tej historii. Trochę czasu spędziłem, żeby ją opowiedzieć i udało mi się, dlatego teraz ze spokojnym sumieniem mogę wrócić dalej do codziennego świata i na nowo stać się nie rozpoznawalnym gościem idącym po zmoczonych chodnikach w blasku ulicznych latarń.

Spokojności w życiu i nie dajmy się zwariować, w końcu jeszcze dużo przed nami...