środa, 20 stycznia 2016

Sam na sam: Lot, czyli jak zostałem wzięty za anglojęzycznego





Sam na sam
Lot, czyli jak zostałem wzięty za anglojęzycznego
Siódmy czerwca 2015 roku.
Szósta rano, lotnisko w Katowicach – Pyrzowicach.
Różowy samolot, jednej z tanich węgierskich linii lotniczych właśnie mignął przez siatkę kiedy 
z fioletową torbą na kółkach szedłem do terminala odlotów. Zbliżając się do niego usłyszałem kobiecy głos.
‘Pasażerowie lecący liniami ..., do Eindhoven, numer lotu …, proszeni są o podchodzenie do odprawy bagażowo – biletowej’.
Był to mój pierwszy dzień podróży do  królesta wiatraków i uśmiechniętych ludzi.
Za kilka godzin miałem wylądować na lotnisku w Eindhoven, a później czekała mnie podróż miejscowym pociągiem i miejscowym autobusem do małego miasteczka , w którym spędziłem pierwsze dwa tygodnie mojej wyprawy - sam na sam.
Jak wygląda lotnisko? – lotnisko jak lotnisko.
Nie był to mój pierwszy samotny lot.
Jednak na sam lot nie mogłem się już doczekać od dawien, dawna…
Nie wiem,  ale mam w sobie coś takiego, co powoduje, że jak widzę samolot przelatujący nade mną to moje serce śpiewa z radości.
Ale to nie czas, ani nie miejsce na rozpisywanie się o samolotach. Zresztą sam nie jestem specjalistą, dlatego ten temat pozostawię innym, którzy naprawdę znają się na nim lub tym, którzy znają się na wszystkim. Z pewnością zrobią to lepiej niż ja.
Za nim jednak przejdę do lądowania, wrócę się jeszcze do małego skandalu, który zrobiłem wsiadając do samolotu.
Kupując miejsce specjalnie, poprosiłem o wybranie miejsca, które będzie przy oknie. 
Widoki podczas lotu są po prostu niesamowite, a oglądanie ich przez czyjeś ramię czasami wzbudza kontrowersję, zupełnie nie wiem dlaczego.
Wracając już do siedzenia i małego skandalu.
Kiedy udało mi się przedostać przez tłumy pasażerów, którzy natychmiast musieli wejść do samolotu jako pierwsi i zająć swoje miejsce wcześniej niż osoby, które weszły przed nimi, zauważyłem młodego chłopaka siedzącego na moim miejscu. Własnym oczom nie mogłem zauważyć to co zobaczyłem, bo w życiu by mi nie przyszło do głowy, żeby usiąść na miejscu, które nie jest moje.
Dlatego jeszcze trzy razy sprawdziłem, czy aby to miejsce i rząd, w którym mam usiąść jest właściwy.
Kiedy okazało się, że chłopak zajął moje miejsce, przeprosiłem go grzecznie pytając czy jest pewny, że to jego miejsce, i pokazałem mu swój bilet.
Niechcąc wyjść na buraka, który zakłada, że jeżeli w samolocie jest polska załoga, to wszyscy będą polakami, odezwałem się do niego po angielsku. Twarz chłopaka posmutniała i po chwili stwierdził, że rzeczywiście nie jest to jego miejsce.
Chłopak siedział dokładnie w tym samym rzędzie co ja, tylko nie pod oknem, ale od strony korytarza.
Między nami leciał jeszcze jakiś jeden chłopak, myślę że w moim wieku. Od razu kiedy tylko usiadł, nadałem mu ksywkę – browar.
Kiedy przyszła możliwości zrobienia zakupów w sklepiku pokładowym, moje przeczucie co do wyboru i zakupu chłopaka siedzącego obok mnie nie zawiodło mnie. Od razu kiedy usiadł obok mnie, wiedziałem, że jego zakupem na pokładzie będzie piwo i tak też się stało.
Pan Browar, polak, nie mówię tego żeby obrażać polaków, bo sam nim jestem. Jest mi to wyjaśnienie potrzebne do dalszego ciągu historii.
Chłopak, którego przesadziłem ze swojego siedzenia też był polakiem. Obaj się świetnie dogadali, 
ja byłem zajęty patrzeniem w okno, kiedy samolot startował z pasa – by the way( prawdę mówiąc), uwielbiam ten moment.
Chłopaki zgodnie stwierdzili, że nie mówię po polsku. Załoga też tak musiała stwierdzić – zupełnie nie wiem dlaczego, bo podczas sprzedaży w trakcie lotu, stuardessę zapytała się chłopaków po polsku, a do mnie zwróciła się po angielsku. Jednak nasza rozmowa skończyła się na słowach
No, thank you.
W tym momencie zostałem wzięty za anglojęzycznego.
Punktualnie o 9, samolot wylądował na płycie lotniska w Eindhoven.
Wszędzie do okoła było zielono i płasko.
Ale to nie koniec skandalików, które zrobiłem podczas lotu.
Nie spiesząc się, jak zwykle poczekałem, aż wszyscy pasażerowi wysiądą i dopiero kiedy zrobiło się luźno, wyszedłem z fotela.
Nie lubię wysiadać z samolotu pierwszy.
Stwradessa, gotowa była już powiedzieć Good buy, kiedy z moich ust popłynęły słowa, dziękuję bardzo do widzenia.
Stewradesse w tym momencie zamurowało. Dlaczego? O to należy zapytać ją samą.
Kilka kroków później znalazłem się na płycie lotniska w Holandii i od tego momentu zaczęła się moja podróż po Holandii - sam na sam.

 Tego dnia, musiałem dostać się do nie dużego miasteczka Tienray, w którym spędziłem pierwsze dwa tygodnie. Przede mną teraz była podróż autobusem, pociągiem i jeszcze raz autobusem. 

sobota, 16 stycznia 2016

Szanowni Państwo, każdy z nas ma swojego ulubionego wykonawce.   Gościem dzisiejszego wieczoru jest Norah Jones.
Amerykańska piosenkarka, której muzykę cenię ponad wszystko.
Nie tak dawno, moją kolekcę płytową, poszerzyły jej dwie płyty znalezione na śmietniku.
Jak usłyszałem tylko, że płyty te są do zabrania, nie zastanawiałem się. Od razu je przygarnąłem.
A z drugiej strony do dzisiaj nie jestem w stanie zrozumieć kto mógł wyrzucić taką muzykę.
Ale rozumiem, ktoś może miał ich już dość...
Co do płyt, nie są one nowe. Jedna z nich została wydana w 2002 roku i nosi tytuł 'Come Away With Me', druga to 'Feels Like Home' wydana dwa lata później.
 Jazz, soul folk, są to jej główne nurty muzyczne.
Polecam jej muzykę każdemu kto lubi jazz, ale i nie tylko.
Cicho w duchu, chciałbym bardzo pójść pewnego dnia na koncert tej Pani,
chociaż na razie nie zapowiada się, żeby przyjechała. Mam jednak nadzieję, że kiedyś uda mi się posłuchać jej pięknej muzyki na żywo.
Skończę tak jak zacząłem. Każdy z nas ma swojego ulubionego wykonawcę, artystę, a może ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy tego posta był na koncercie tej niesamowitej artystki i zechce podzielić się wrażeniami, będę zaszczycony.


czwartek, 14 stycznia 2016

Hotel Brannan



Hotel Brannan.

Wielka ogromna brama posiadłości Hrabiny Loweckiej otworzyła się.
W tej samej chwili czarny samochód  wjechał z ogromnym hukiem na podwórze jeszcze większego placu pałacowego.
Okno pojazdu delikatnie otworzyło się i ogromna chmura dymu wydobyła się przez nie.
-Ding dong, odezwał się dzwonek do drzwi.
Pokojówka, Małgosia zleciała po schodach tak szybko jak tylko potrafiła, pociągnęła za wielką metalową klamkę i pchnęła w swoją stronę wielkie drewniane drzwi.
Dzień dobry Pani Hrabino – podlizała się gosposia.
Kobieta weszła uroczyście do środka i zamaszyście wyrzuciła papierosa z lufki cygarniczkowej.
Dzień dobry moja droga – odpowiedziała pewnym siebie głosem.
Adamie, czy ktoś do mnie dzwonił? – kobieta zwróciła się do lokaja, który przechodził właśnie do salonu, żeby przygotować Hrabinie napój na globusa, z którym Hrabina nie lubiła się rozstawać.
Nie moja, Pani, jednakże pozwolę sobie przypomnieć Szanownej Pani, że ma dzisiaj umówioną wizytę z panem Flakierewiczem.
Jezuuu, z tym nuuudziarzem – zaakcentowała nie zadowolonym głosem kobieta.
Pozwolę sobie zauważyć, że Pan Flakierewicz jest zachwycony Panią.
On jest samotnym kawalerem, a i Pani samotną rozwódką – wtrącił delikatnie lokaj.
Jak śmiesz się tak do mnie zwracać! 
Przepraszam moja Pani. Trochę mnie poniosło.
 I słusznie – odparła kobieta.
Wiesz, że za coś takiego mogłabym Cie zwolnic?
Tak jest moja Pani – odparł grzecznie lokaj, kłaniając się Hrabinie do kolan.
Zwłaszcza po tym jak przyłapałam Cie z kucharką w zagajniku.
Proszę wybaczyć, ale ja tylko pocieszałem Panią Junan…
Nie chce wiedzieć co robiliście – kobieta machnęła ręką.
No co z tym napojem, długo mam jeszcze czekać – oburzyła się
 i ze zdenerwowania zaczęła wymachiwać nogami jak małe dziecko.
Oto Pani napój – kamerdyner podał jej szklankę z jasnym płynem i ukłonił się, delikatnie odstawiając tackę na drewniany stolik.
Czy czymś mogę jeszcze Pani służyć.
Zostaw mnie samą. Mam Ciebie dość.
Oczywiście, moja Pani.
A! – wykrzyknęła nagle kobieta.
Zawołaj Jakuba.
Oczywiście – służący odpowiedział zachowując powagę w głosie.
Parę minut później Adam wszedł do kuchni, gdzie Jakub chwilowo zastępował kucharkę.
Co robisz? I gdzie jest pani Junan?- zapytał obojętnym głosem.
Pani Junan poprosiła mnie, żebym przygotował potrawkę z kaczki na obiad, bo sama musiała coś wyjść i załatwić w mieście.
Nie powiedziała co?
Nie.
To dobrze - lokaj powoli skierował się do drzwi wyjściowych.
A! - Wykrzyknął poważnym i stłumionym głosem, Hrabina Cię szuka.
W tym momencie mały garnek z warzywami wyładował na podłodze.
Co się stało? – do kuchni wleciała pokojówka.
Nic – odpowiedział za Jakuba kamerdyner.
Ma iść do Hrabiny.
O nie znowu…- powiedziała zaniepokojonym i współczującym głosem dziewczyna.
Biedny Kuba – dodała.
No idź już – pospieszał go Adam. Tylko nie siedź u niej zbyt długo. Obiad trzeba skończyć.
Kuba zmierzył Adama srogim wzrokiem, ale nic nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni trzaskając za sobą drzwiami.
Pani mnie wzywała?-  Kuba wszedł do pokoju , w którym siedziała  Hrabina.
O!, Jakubie!. Jak miło, że przyszedłeś.
W tym czasie w kuchni, lokaj Adam tłumaczył gosposiom, i chłopcu od wszystkiego - Michałowi, dlaczego Hrabina jest taka miła dla Jakuba.
Ale Hrabina jest miła dla Kuby. No. Też bym chciał żeby dla mnie tak była – odparł z zazdrością Michał.
Co wy ślepi jesteście!- wykrzyknął kamerdyner.
Przecież ona liże mu dupę!
W tym czasie do kuchni weszła kucharka, pani Junan.
O, a Kuby nie ma? – zapytała.
Jest u hrabiny na dole – dodał Michał.
Biedak – westchnęła kucharka.

Jakubie – zwróciła się do służącego Hrabina uśmiechając
się i lepiąc coraz bardziej w jego stronę.
Słyszałam, że podobno odchodzisz od nas.
Tak, zgadza się, Proszę pani.
A u kogo będziesz służył jeżeli mogę wiedzieć?
Dostałem propozycję pracy w Hotelu Brannan.
Co!? – kobieta zerwała się nagle z fotela tłukąc szklankę
A tutaj Ci źle z nami? – kobieta coraz bardziej lepiła się do Kuby.
Pani wybaczy, ale nie potrafię tak żyć.
Jak żyć?, Jakubie.
Kuba wziął głęboki wdech, zatoczył oczami parę kółek i nieśmiało powiedział.
Kiedy mój podwładny, w tym wypadku Pani wymusza na mnie pewne rzeczy.
Ale co? – obruszyła się udając, że nie wie o czym mówi.
Myślisz, że Cię podrywam? – zakokietowała odkrywając lewą nogę.
Pani wybaczy, ale tak. Myślę , że Pani mnie podrywa.
A w hotelu gdzie będziesz pracował – kobieta nagle zmieniła ton głosu na mniej przyjemny.
Dostałem propozycje jako kierownik restauracji hotelowej.
Kobieta nic nie powiedziała.
Od kiedy?
Przyszłego tygodnia, moja Pani.
I zostawisz nas tutaj?
Jestem przekonany, że Adam doskonale sobie poradzi.
No ale co z tym pucybutem zrobić.
Z Michałem?-
Niech się Pani nie martwi, razem dostaliśmy te propozycje pracy.
Co?! Tym razem kobieta wykrzyknęła ze złością.
Razem!
Za te wszystkie lata, co byliście u mnie chcecie sobie talk o odejść. Nieee, nie uda wam się tak łatwo!
Wyjdź!
Tak jest – Kuba wyszedł i wrócił do kuchni, gdzie wszyscy byli ciekawi jak po rozmowie z Hrabiną.
No i Jak? – zapytała pokojówka.
Michał spakuj się – odpowiedział ze zgaszonym głosem Kuba.
Jak to?, ale przecież pracę zaczynamy od poniedziałku, a dzisiaj jest dopiero wtorek.
Mam małe mieszkanie w kamienicy niedaleko Rynku. Zamieszkamy tam chwilowo sami.
Pakuj się – powtórzył. No dobrze, idę w takim razie zapytał.
A co z referencjami?
 Nie martw się o nie.
 No dobra już idę.
Aż tak źle? - zapytała przejęta kucharka.
W tym momencie rozległ się dzwonek Hrabiny.
O! – wzdrygał się kucharka.
To od Hrabiny pokoju.
Ja pójdę – odpowiedział Adam.
Ciekaw czego chce? Zapytała zaciekawiona jednak z pokojówek.
Pewnie nas wyrzucić – odparła Kuba bez entuzjazmu.
Ojj!!! – kucharka i pokojówki zaczęły go pocieszać.

Pani wzywała?
O, Adam.
Tak. Miałam nadzieje, że przyjdzie Jakub.
Już go zawołam, moja Pani.

Nie, czekaj. Jak już jesteś, to może nawet i lepiej. Hrabina odwróciła się i machnęła ręka, pokazując tym swoje niezadowolenie.

Wiesz, że Jakub odchodzi od nas? – zapytała kobieta.
Tak moja Pani.
I nie powiedziałeś mi o tym wcześniej! – wykrzyknęła z oburzeniem kobieta.
Moja Pani, sam się o tym dowiedziałem w sobotę.
W sobotę!, a dzisiaj już jest wtorek!
No co tak stoisz!?, Powiedz coś?
Nie bardzo wiem co? Odpowiedział zmieszany kelner.
No!, i właśnie wszyscy wy!. Banda chołoty, wszyscy trzymacie się razem!
Jeżeli mi będzie można zauważyć, Pani ma władze, a my tylko wspieramy się nawzajem.
Co!!!!
Że niby wywyższam się, i jej nadużywam!
Cóż. Nie chciałem tego mówić, ale wszystkim nam się wydaje, że tak.
Kobieta padła na fotel, jakby ktoś jej wbił nóź w serce.
I to po tym co dla Was zrobiłam – kobieta zaczęła udawać, że płacze, żeby wymusić reakcje winy w lokaju.
Pani wybaczy, ale co Pani dla nas zrobiła? Całymi dniami harujemy dla Pani, jesteśmy na Pani życzenie i nawet podziękowania nigdy nie dostaliśmy. Już nie mówiąc, o tym jak Pani traktuje Jakuba.
Co?, że niby ja! – kobieta z oburzeniem wstała z fotela i stanęła przed dwa razy wyższym lokaju od niej, ujadając jak mały pies.
Proszę się nie denerwować moja Pani.
Ja się nie denerwuję. Wynocha!, wszyscy się wynoście, niewdzięcznicy. Won!
Nie chce Was tu widzieć!
I nie liczcie na referencje!
Obejdzie się bez – dodał lokaj, cały czas zachowując spokój w głosie.
Won!!!Won!!!Won!!!

Parę minut później Adam wchodzi do kuchni.

No i co? Pytają na raz zaciekawione kucharka i gosposie.
Jestem gotowy – w tym samym momencie do kuchni wchodzi Michał ze swoimi rzeczami.
Siadajcie. Ty też Michał.
Od dzisiaj tutaj nie pracujemy – oznajmił kamerdyner.
Jak to? Zapytała zaskoczona jedna z pokojówek.
Nie pracujemy. – powtórzył nieśmiało i po chwili cały zalał się łzami.
A co będzie teraz z nami?
My z Michałem mamy gdzie spać. Możemy kogoś wziąć na parę nocy – zaproponował Kuba.
To koniec naszej współpracy. Mam nadziej, że każdy ma gdzie się udać. Pani Junan zamieszka u mnie.
A Hrabina? ?- zapytała pokojówka.
Będzie musiała sobie poszukać kogoś innego. To co?,  idziemy- zapytał kamerdyner.
Tak idziemy.

Parę chwil później.

 A wy dokąd! Wściekła Hrabina wypadła z salonu.
Do widzenia Pani.
Zaraz!

W kuchni Willi Pani Loweckiej.
Dziewczyny słuchajcie Pani właśnie wyrzuciła Adama.
Nie! – wykrzyknęła jedna z kucharek.
Gdzie jest Heniek? – zapytała Gosia.
Sprząta w salonie. Super, lecę mu pomóc w sprzątaniu pokoju dla gościa Pani na dzisiejszy wieczór.
Aaa, Krysiu - pokojówka odezwała się do jednej ze służących. Proszę Cie bardzo, zanieś Pani sole.
Dzięki – odpowiedziała służąca.
A gdzie jest Pani? – młoda służąca krzyknęła za znikająca już za drzwiami drugiego pokoju pokojówką.
Na dole w salonie! – wykrzyknęła i znikła.
Heniek, o tu jesteś. Pani zwolniła właśnie Adama – wykrzyknęła pokojówka.
Młodego Heńka zamurowało.
Jaaak to? – próbował z siebie wydusić jakieś słowo, ale nic z tego nie wyszło.
Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Tak zawsze się mówi, a później wychodzi zupełnie inaczej – młody pokojowy zaczął wylewać hektolitry litrów na jedwabna bluzkę Hrabiny Loweckiej.
Co tak stoicie, do roboty – wykrzyknął nadzorca służby, specjalnie zatrudniony przez Hrabinę Lowecką, która zawsze twierdziła,
że ludzie usługujący są leniwi i próżni.
Nadeszła pora kolacji.
Pani Hrabina właśnie weszła do jadalni chwiejąc się na nogach.
Moja Pani – jeden ze służalczych przytrzymał kobietę, która właśnie potknęła się o krawędź stołu.
O! Dziękuje Ciszek –zwróciła się kobieta do jednego z lokai.
Dobrze się Pani czuje?
Tak, tak wszystko w porządku, mam tylko ogromny globus.
Na głowie – wyszeptał jeden ze służących.
Co tam mówicie? , mówcie głośniej, bo ja Was nie słyszę jak tak szeptacie. – powiedziała Hrabina, odchylając głowę do tyłu.
Zaprowadźcie mnie do pokoju, nie zjem dzisiaj kolacji,
źle się czuję.
Czy w związku z Pani nie dyspozycją mam odwołać Pana Flakierewicza?
Nie Straniszewski. Przyprowadź go prosto do mojego pokoju.
Oczywiście Moja Pani – odpowiedział służący, równocześnie kłaniając się Hrabinie i wychodząc.

Wieczorem w kuchni.
(Służba schodzi się na kolację po całym dniu pracy.)
Posprzątałem w pokoju gościnnym dla Pana Flakierewicza.
Dziękuję Ci Heńku.
Siadajcie do stołu, kolacja już gotowa – powiedział kucharz Robert.
Mam tylko nadzieję, że sos mi się za bardzo nie przypiekł.
Na pewno będzie wyśmienity jak zawsze – próbowała poderwać go sprzątaczka – Pani Basia.
Siadajcie, bardzo proszę. Na stół wjechała ogromna brytfanka
ryby z warzywami.
Smutna sprawa z Adamem – zaczął rozmowę Ciszek – nowy lokaj,
w którym teraz podkochuje się Hrabina.
A no – zasmucił się młody Heniek. Był dla mnie jak najlepszy przyjaciel.
A co się stało? – zapytał zainteresowany kucharz.
To ty nic nie wiesz – wykrzyknął ktoś ze służby.
O czym? – zapytał jeszcze bardziej zdziwiony Robert.
Pani Lowecka wyrzuciła dzisiaj Adama z pracy.
Żartujesz! – wykrzyknął kucharz.
- Kubę i Michała też – dodał młody Heniek i się rozpłakał.
Nie płacz Heniek. Poradzimy sobie bez Adama.
- Ty nic z tego nie rozumiesz, byli dla mnie jak bracia – chłopak zaczął płakać jeszcze bardziej.
Robert podszedł do Heńka i przytulił go tak mocno, jak tylko potrafił.
Dzięki, zawsze mi pomagałeś gdy chłopaków nie było.
Ding dong.
Ogromny dzwon, do drzwi przerwał wieczorny posiłek służbie.
To pewnie pan Flakierewicz – poderwała się jeden z lokai.
Dobry wieczór Panu.
Jak tak chcesz – odpowiedział znudzonym głosem mężczyzna.
Bercia u siebie?
Pani jest w swoim pokoju. Czy zaprowadzić Pana?
A co masz większe przedsięwzięcie od niej? Sam trafię.
Burak – wymamrotał pod nosem służący.
Mniejszy od ciebie – mężczyzna nieoczekiwanie odpowiedział będąc w połowie drogi do pokoju Hrabiny.

Następnego ranka.
W salonie służba przygotowywała śniadanie.
Hrabina weszła do jadalni.
Dzień doby Ciszku.
Dzień dobry Pani. Dobrze pani spała.
Cóż, za przyjemnie to nie było.
Kobieta ostrożnie odwróciła głowę i zza garbatego nosa zaczęła rozbierać służącego wzrokiem.
A ty, czy dobrze ci się spało? – spytała kobieta.
Tak dziękuję.
Bo wiesz, gdybyś kiedyś miał problem z zaśnięciem…- kobieta nagle urwała i zaczęła przymilać się do służącego.
Dziękuję bardzo, ale nie interesują mnie stosunki seksualne zwłaszcza osoby Pani pokroju – odpowiedział.
Ależ, Ciszku! Co ty sugerujesz! – wykrzyknęła podekscytowana kobieta.
Nic, nie sugeruje. Od samego początku widzę jak klei się Pani do mnie.
Uspokój się, bo podzielisz losy Adama – kobieta zdenerwowała się jeszcze bardziej.
Niech Pani na mnie nie wymusza winy. Właśnie otrzymałem propozycje procy w hotelu Brannan, razem z Jakubem i Michałem. Nie musi się Pani trudzić, jeszcze dzisiaj złoże swoją rezygnację.
Ależ Ciszku! Ciszku!– kobieta nagle zmieniła kolor skóry na blady.
 Ton i sposób jej mówienia także się zmienił. Ponownie próbowała zatrzymać służącego kiedy niespodziewanie potykając się o dywan znalazła się na podłodze.
W tym samym czasie do pokoju wszedł Pan Flakierewicz.
Kochanie, co Ci się stało? – zapytał wystraszony mężczyzna.
Nie mów tak do mnie! – oburzona kobieta wyszła z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami.


Tego samego południa, służący Ciszek  opuścił mury budynku i udał się do swojego nowego miejsca pracy.
Hrabina Lowecka zamknęła się w swoim pokoju i z nikim nie chciała rozmawiać. Od miejscowych plotkar, słyszałem, że chciała sobie podciąć żyły, jednak następnego ranka, służba wywarzając drzwi do jej prywatnego pokoju, znalazła ją w jednym kawałku, bez żadnego zadrapania.

1 IV 2014roku.
Dzień dobry, Hotel Brannan, w czym mogę pomóc? – odezwał się młody damski głos do słuchawki.
Dzień dobry. Dzwonię z Willi Hrabiny Loweckiej.
Chciałem zarezerwować apartament dla swojej Pani.
O którym Pan myślał? – zapytała recepcjonistka.
,,Błękitna róża”, od trzeciego- odpowiedział głos w słuchawce.
Zarezerwowałam- rozmowa nagle została przerwana.
Recepcjonistka odłożyła słuchawkę.
Telefon ponownie zadzwonił.
Hotel Brannan, w czym mogę pomóc?
Dzień dobry. Moje nazwisko Lowecka.
Zarezerwowała właśnie u Państwa apartament od trzeciego,
chciałam się dowiedzieć czy Pan Jakub będzie w środę?-
-kobieta zapytała lekko podekscytowanym głosem.
 Przykro mi bardzo, ale nie wolno mi udzielać takich informacji.
Recepcjonista odłożyła słuchawkę.
Do hotelu wchodzi Kuba, który właśnie ma zacząć nocna zmianę.
Cześć Ania – odzywa się chłopak.
Cześć najdroższy.
Prosiłem Cie nie mów tak do mnie – skarcił ją.
Sorry, nie chciałam.
A dzwoniła twoja ,,dziewczyna” – zażartowała.
Jaka dziewczyna?
Hrabina Lowecka. Właśnie wynajęła apartament ,,Błękitna róża” od trzeciego.
Nie! – Kubie wyleciała z ręki ogromna skórzana torba, którą kupił dla Ciszka.
Gdyby to był żart to zmarszczyłam bym brwi.
Zawsze tak robie, kiedy żartuje – skomentowała w myślach dziewczyna.
Wielkie dzięki- odpowiedział załamany Kuba.
Nie ma sprawy, zawsze możesz na mnie polegać, to ciau – dziewczyna szyderczo się uśmiechnęła.
Następnego dnia rano.
Zbliżała się godzina szósta czterdzieści, kiedy pierwsi goście zaczynali się zjeżdżać do hotelu.
Do hotelu weszła także młoda kobieta( taka pomiędzy czterdziestym, a pięćdziesiątym rokiem życia).
Dzień dobry Pani. Jak mogę pomóc? – zwrócił się recepcjonista.
Tak, mam zarezerwowany pokój u Państwa na nazwisko Szalnica.
Oczywiście. Pokój sto dwadzieścia cztery.
Kobieta nieśmiało odebrała klucz do pokoju z chwiejnym rozmachem reki, tak jak by chciała się o coś jeszcze zapytać, ale nie miała do tego śmiałości.
Czy w czymś mogę jeszcze Pani pomóc– zapytał recepcjonista.
Nie – kobieta odpowiedziała powoli i nie śmiało.
Chociaż w zasadzie to tak.
Jestem umówiona tutaj z mężczyzna, nie wysokim, ale bardzo przystojnym. Miał zatrzymać się w Państwa hotelu wczoraj wieczorem, ale nie podał mi swojego numeru pokoju.
Może mógłby Pan mi go podąć?
Przykro mi bardzo, ale nie mogę udzielić takiej informacji, a po za tym, wczoraj w naszym hotelu zatrzymało się dużo niewysokich mężczyzn -  odpowiedział recepcjonista bez entuzjazmu.
No, nic dziękuję.
Kobieta podziękowała i udała się z dwiema ogromnymi walizami
w stronę windy.
W tym samym czasie do hotelu wparowała Hrabina Lowecka
z papierosem w ustach.
Przykro mi bardzo, ale nie wolno tutaj palić – kobietę zatrzymał jeden z portierów.
Kto ty jesteś, żeby mi zwracać uwagę! – kobieta nastroszyła się jak najeżka i niezdarnie wyrzuciła niedopałek na buta portiera przydeptując go końcówka swoich eleganckich butów.
Kręcąc tylna częścią ciała, hrabina podeszła do recepcji.
Hrabina Lowecka – kobieta z oburzeniem przedstawiła się.
Już sprawdzam.
Przepraszam Pani hrabino, ale rezerwacja jest od jutra.
No i co z tego!
Obawiam się, że apartament, który Pani zarezerwował od jutra nie jest wolny. Mogę Pani zaproponować równie elegancki apartament
z widokiem na plażę.
Chołota! – odpowiedziała Hrabina wyrywając recepcjoniście klucz do pokoju.
Kilka miesięcy po całym zamieszaniu, Hrabina Lowecka wyjechała na długie wczasy do swojej drugiej posiadłości pod Krakowem, jednak gdzie ona się znajdowała tego i ja sam nie wiem. Jakub i Michał wcale nie dostali pracy w hotelu jak to przedstawili Hrabinie. Wydaje mi się, że po prostu mieli jej serdecznie dość i chcieli od niej odpocząć.
Przez dwa lata mieszkali razem w starej kamienicy niedaleko rynku.
Były to dla nich obojgu bardzo ciężkie i meczące dwa lata. Michał ze względu na swój wygląd, chłopaka z gimnazjum lub dziewczyny
z liceum, chociaż miał skończone dwadzieścia jeden lat nie mógł znaleźć pracy. Z kolei Kuba , owszem miał, nawet całkiem nieźle płatną, jednakże, gdy pewnego wieczoru, kierowniczka próbowała wykorzystać go jako przedmiot seksualny, Jakub nie pozwolił jej na to. Kobieta natychmiast wyrzuciła go z hukiem i wszystkim czym tylko mogła, tłukąc mocne pancerne szyby w drzwiach wejściowych do sklepu.
Przez długi czas obaj przyjaciele nie mogli znaleźć żadnej pracy.
Aż do pewnego dnia, a właściwie wieczoru, kiedy to…,
Sobotniego popołudnia, jak zawsze, Kuba wracał ze skromnych zakupów, ponieważ budżet ich nie był duży.
Michał jestem – zawołał, otwierając drewniane drzwi i wpuszczając do mieszkania hulający po klatce schodowej wiatr, który nachalnie wepchnął się przed niego.
Lecz, Michał nie odpowiedział. Jedynie odgłos dźwięków muzyki
i delikatny głos wydobył się z małego pokoiku obok kuchni.
Michał wróciłem – zawołał ponownie i wszedł do pokoiku,
gdzie chłopak siedział przy swoim starym keyboardzie i grał.
Kuba! – zawołał podekscytowany.
Nie słyszałem jak wszedłeś – odezwał się.
Kupiłem ci czereśnie, banany i pomarańcze. Możemy coś z nich zrobić jak chcesz – zaproponował Kuba rozpakowując siatki w kuchni.
Pewnie, dzięki! – odezwał się Michał i uwiesił się na szyi Kuby.
Choć pokaże Ci coś – powiedział podekscytowany Michał.
Mężczyźni weszli do małego pokoiku, pomalowanego delikatnie na bordowo, w którym stała drewniana stara szafa, z równie starym drewnianym stolikiem i starym zegarem na wahadło, które zamknięte było za szklaną szybą. Z prawej strony szafy stał keyboard rozłożony na ręcznie złożonym z desek stojaku. Był to keyboard, który Michał dostał od rodziców, kiedy jeszcze chodził do szkoły i uczył się grać na pianinie.
Mała lampka zamontowana na szafie oświetlała pożółkłe kartki leżące na keyboardzie.
Znalazłem swoje stare nuty – wykrzyknął podekscytowany Michał.
Moglibyśmy założyć zespół. Dawać koncerty w klubie…
Kuba przytulił go do siebie i delikatnie zaczął ściskać.
To co ty na to – zapytał Michał.
Wskazał saksofon, który stał równo na drewnianym stelażu.
Nie wiem – odpowiedział nie zachęcająco Kuba.
Ja już tak dawno nie grałem – odparł próbując się wycofać.
No choć spróbujemy, na pewno nam wyjdzie!
Mam już pierwsza zwrotkę  i nuty dla nas. Brakuje nam jedynie refrenu! – wykrzyknął jeszcze bardziej podekscytowany.
A owoce? – zapytał Kuba.
Michał wciągał go wzrokiem coraz bardziej i bardziej, aż ten w końcu uległ.
Kuba podniósł saksofon ze stojaka i dmuchnął z całych sił.
Świst był taki głośny, że mało co nie potukł kubka, który stał na stoliku.
Ale! – przydało by się go wyczyścić.
Kuba rozebrał saksofon na części tak jak się dało i odkurzył go ze stuletnich okruszków, kurzy i wielu innych rzeczy.
Kuba dmuchnął w niego ponownie. Tym razem z jego środka wydobył się pełny dźwięk szczęścia.
Oczywiście szczęścia saksofonu, tutaj mam na myśli.
Tego wieczoru, z resztą jak i przez kolejnych parę tygodni
Kuba i Michał do późnych godzin układali nuty i słowa,
równocześnie popijając różne napoje, oczywiście tylko w celu,
  żeby nie zaschło im w gardle.
Pewnego ciepłego letniego przedpołudnia, Michał wracał z kursu prawa jazdy, które właśnie kończył.
Na wielkim betonowym słupie ogłoszenie wyczytał informacje,
że miejscowy klub jazzowy poszukuje na letnie weekendy z jazzem chętnych młodych zespołów. Poniżej podany był adres i telefon kontaktowy. Michał zapisał go z tyłu zeszytu, w którym miał materiały z kursu prawa jazdy.
 Klub A – Jazz telefon :555-677-788
Ul. Bracka
Od razu gdy wrócił do domu zadzwonił do klubu, jednak nikt nie odbierał.
Wieczorem Michał i Kuba zrezygnowani już, że się nie dodzwonili
po całodziennych próbach, leżeli na sobie jak ranne łosie.
Nagle w ich uszach rozbrzmiał dźwięk piosenki ……, która była ustawiona jako sygnał w telefonie.
Oboje zerwali się po drodze potykając się o siebie.
Tak słucham – odebrał telefon Kuba.
Dobry wieczór – w słuchawce odezwał się męski głos.
Dzwonie z klubu A – Jazz, numer tej komórki wyświetlił mi się. Przepraszam, że tak późno dzwonię dopiero, ale nie dałem rady wcześnie. Pan zapewne dzwonił w sprawie ogłoszenia ze słupa
w sprawie koncertu u nas.
Tak, zgadza się – potwierdził Kuba.
Proszę mi tylko powiedzieć, ile osób jest u Pana w zespole i jaki rodzaj jazzu Państwo gracie.
Kuba przez chwilę nie wiedział co powiedzieć.
W końcu wydusił z siebie.
Ja  i mój przyjaciel Michał.
A Pan? – zapytał nieśmiało głos.
Jakub S.
Super! – odezwał się uradowany mężczyzna w słuchawce.
Zależało by mi jakby Panowie mogli zaprezentować mi co potrafią.
Oczywiście nie ma problemu.
Czy w czwartek o siedemnastej by Panom odpowiadało?
Jak najbardziej.
A za tem widzimy się w czwartek i wtedy zdecydujemy co z Panami zrobimy.
Dziękuje bardzo za oddzwonienie. Cała przyjemność po mojej stronie – odezwał się głos w słuchawce. Spokojnego wieczoru Panom życzę
i do zobaczenia.
Dziękujemy bardzo do zobaczenia – pożegnał mężczyznę Kuba.
No i co?- zapytał zniecierpliwiony i podekscytowany Michał.
W czwartek chcą zobaczyć jak gramy! – wykrzyknął Kuba podskakując ze szczęścia do sufitu, mało nie rozwalając lampy.
Czwartek 25.07
Dzień ten minął tak szybko, że chłopaki nie zorientowaliśmy się,
że to już pora zbierać się do klubu na rozmowę i być może,
w co bardzo wierzyli, dać ich pierwszy koncert.
Dochodziła piąta popołudniu. O tej godzinie mieli przyjść pod adres klub.
Klub znajdował się  w starej kamienicy, która od lat nie była remontowana. Przez chwilę mieli dylemat, czy aby na pewno dobrze trafiliśmy bo drzwi i szyld przypominały coś w style klubu nocnego, gdzie można spotkać rozebrane panie tańczące na rurze i rozpalonych bogatych facetów, którzy ślinią się na widok ich falujących piersi uwięzionych za ciasnymi stanikami i czekają żeby zabrać jedną z nich do prywatnego pokoju na małe bara bara.
Jednak w końcu zdecydowali się wejść.
Środek pomieszczenia przypominał klub jazzowy, z lat 20 minionej epoki.
Stare, białe drzwi z wielką szybą znajdowały się za raz przy głównym wejściu i były otwarte.
- Dzień dobry! – Panowie to na pewno Michał i Jakub?
- Zgadza się – potwierdził Kuba.
- Rozmawialiśmy wczoraj, zgadza się?
- Tak – odpowiedział Kuba.
- Świetnie, to zapraszam Panów, zobaczymy co Panowie umieją.
Właściciel klubu rozgościł chłopaków w głównej sali,
która była jak z bajki.
- No to zobaczymy co Panowie potrafią.
Mężczyzna usiadł na krześle i założył nogę na nogę.
Chłopaki zaczęli grać, i nawet nie doszliśmy do połowy utworu,
kiedy facet podziękował im zamaszyście wstając z i mówiąc,
że ich muzyka jest niepowtarzalna, ale to nie jest to czego szuka.
To była ich ostatnia szansa, żeby powstać na nogi.
Niestety nie udana. Jak zresztą większość do tej pory.
Kuba z Michałem przenieśli się do starej kamienicy w małym miasteczku, gdzie postanowiliśmy spróbować czegoś nowego i zacząć życie od początku. Kuba zapisał się na studia, o których zawsze marzył, a Michał razem ze współlokatorem Mateuszem zajęli się prowadzeniem doświadczeń, o których początkowo nic nie mówili Kubie, aż do dnia kiedy przez przypadek odkrył, że rzecz nad którą pracują nie jest to żaden projekt, jest to coś zupełnie innego,
 co na większą skalę może im pomóc stanąć na nogi.
Kuba nikomu nie powiedział o ich wspólnej działalności.
Prawda jest taka, że czasami pomagał chłopakom, jednak większość czasu marzył o swoim własnym zespole, a w czasie wolnym przygotowywał się do studiów.  
Wrzesień 2000 któregoś tam roku.
Był to pierwszy rok po mojej obronie. Akurat kończyły się wakacje,
a ja wracałem z mojego rodzinnego domu, bo za chwilę miałem zacząć drugi stopień studiów, no i chłopaki co raz bardziej nalegali,
żebym wracał bo  potrzebowali mojej pomocy.
Stacja PKP, czerwono – zielony skład pociągu, którym miałem wracałem stał już na peronie. Wagony były prawie puste, a konduktor gwizdał już na odjazd. W ostatniej chwili wrzuciłem swoją torbę do wagonu i wskoczyłem przez ostatnie otwarte drzwi pociągu.

Written by A.W.