niedziela, 6 listopada 2016

Z kroniki kryminalnej,część 5

- Interesuje Pana Sylwester w hotelu? – zaczął, uśmiechając się i nalewając nam herbatę do porcelanowych filiżanek ozdobionych w kwiaty i ptaszki.
- Dziękuję – powiedziałem odbierając od niego filiżankę z grubą sikorką.
- Tak – dodałem.
 - Ych, mężczyzna rozmarzył się na chwile. Usiadł na tapczanie i delikatnie przechylił filiżankę biorąc łyk herbaty.
Przez nie długi czas siedzieliśmy na wprost siebie bez słowa.
Nie wiem dlaczego, ale to był wyjątkowy Sylwester w naszym hotelu- zaczął. Ja siedziałem na wprost niego i dokładnie słuchałem co mówił.
Nigdy więcej tak dobrze i spokojnie już nie było.
 Tego wieczoru goście zjeżdżali się ze wszystkich stron, jakie tylko istniały. Chociaż często wydawało mi się, że było ich więcej niż tylko cztery- mężczyzna roześmiał się głośno.
Dokładnie o godzinie dziewiętnastej miała rozpocząć się zabawa Sylwestrowa. Pamiętam jak dzisiaj, tysiące pięknych Dam ubranych w długie kolorowe spódnice z gorsetem dla podkreślenia ich elegancji i wdzięku. Towarzyszyli im również eleganccy Dżentelmeni ubrani w białe koszule i czarne fraki.
Kilka minut po siódmej wszystko się zaczęło. Pamiętam tę noc jak dzisiaj.  
Cała sala balowa była ubrana w kolorowe balony owinięte taśmą.
Orkiestra stała na środku, bo akustyka stamtąd była najlepsza, no i widok na zaproszonych gości. Co pan ma na myśli?- przerwałem mężczyźnie.
Ochh, drogi Panie – westchnął mężczyzna. Przecież to oczywiste. Zawsze młode Panienki wychodzą na scenę po to, żeby mieć lepszy widok na znalezienie odpowiedniego partnera do tańca.
Co kolwiek to znaczy – pomyślałem, postanowiłem, nie rozwijać dalej tej rozmowy.
 Głównym gościem tego wieczoru był Ian Woodgreen. Oczywiście byli też inni znani piosenkarze.
Pani Walentynowiczowa, dama o którą Pan pyta, ubrana była w lśniąco-błyszczącą, długą suknię. Tak z plotek, które chodziły wtedy po całym mieście, to powiem panu, że Pan Walentynowicz był już wtedy po rozwodzie z panią Klimaszewską. Podobno wyszła za niego tylko dla jego majątku. Nic w tym dziwnego. Ona pochodziła z biednej robotniczej rodziny. W dzieciństwie od nikogo nic nie dostała, więc jak się przytrafiła okazja, to czemu by nie wykorzystać jej- dodał Pan Fletcher.
Przed godziną dwudziestą pierwszą, wystąpiła nasza największa gwiazda. Wtedy po raz pierwszy spostrzegłem ich razem. Jako jedyni tańczyli na całym parkiecie. A ich oczy same uśmiechały się do siebie. Co działo się dalej z nimi, tego już nie wiem. Udało mi się zauważyć jedynie, jak tanecznym krokiem rozpłynęli się prawie nie zauważeni gdzieś przy drzwiach wyjściowych.
- O tutaj mi się schowaliście!
Pan Fletcher niechętnie odwrócił się przez lewę ramię w stronę drewnianych drzwi, w których stała jego żona – Iwona.
Srebrna taca z epoki wiktoriańskiej, na której leżały świeżo upieczone  ciasteczka wysunęła się kobiecie z rąk i spadła prosto pod moje nogi.
-Och, proszę nie zbierać – kobieta poderwała się od razu, gdy zobaczyła, że zacząłem zbierać i układać ciasteczka, a raczej ich resztki, które poległy pod moimi nogami.
- Żaden problem – powiedziałem podając kobiecie tacę.
- No to proponuję Panu domowej nalewki – Pan Fletcher wstał z tapczanu .
- Dziękuję Panu bardzo, ale ja jestem nie pijący – powiedziałem.
- Oczy Pana Fletchera dziwnie zmniejszyły się. Własnej produkcji z czarnego bzu? – proponował dalej. Wiedziałem, że nie mogłem mu odmówić kieliszka, a tym bardziej jeżeli chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o tamtym wieczorze.
- Bardzo chętnie – odpowiedziałem uśmiechając się tak szeroko jak tylko potrafiłem.
- No pewnie! – wiedziałem, że mi Pan nie odmówi – powiedział z radością małego dziecka.
- To ja przyniosę więcej ciasteczek – zaświergotała kobieta widząc uśmiechy na naszych twarzach.
- Iwo, idź szykować obiad, nasz gość zje z nami obiad – powiedział mrugając okiem.

Po tych słowach wiedziałem już, ze tak szybko stąd nie wyjdę. Wypiliśmy po kieliszku nalewki z czarnego bzu, brrr.. jak dla mnie prawie nie pijącego był to strasznie mocny trunek. Mniej więcej co półgodziny pan Fletcher wypijał kolejne kieliszki ciemnego trunku, a ja trzymając cały czas ten sam kieliszek, w połowie jeszcze pełny, uważnie go słuchałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz