niedziela, 4 marca 2018

Ścigać się z czasem - szkoła

Ernest Kwiatkowski był osobą, która nigdy nie mogła zdążyć z czasem, dlatego przez 2 lata chodził do tej samej klasy. Tego dnia, z resztą jak zawsze, Ernest spóźnił się do szkoły na zajęcia cztery godziny i dotarł na sam WF, który był prowadzony przez dwie panie - Marysię i Krysię.

Szatnia była pełna. Ernest wziął swoje żółte spodenki i czerwoną koszulkę, która niezbyt ładnie pachniała, bo dzień wcześniej zapomniał, że miał ją wyprać.
- Ernest... gotowy?- do szatni weszła Pani Marysia. Była ona prężną nauczycielką, której z twarzy nigdy nie znikał uśmiech.
Ernest kiwną głową potakująco.
- To baaaaardzo dobrze - powiedziała głaszcząc chłopaka po głowie i wyszła.
- Kochani wychodzimy!!! - stanęła na środku korytarza i krzyknęła tak głośno, na ile pozwalały jej płuca.
Na zewnątrz było ciepło, dodatkowo, ładnie świecące słońce, zachęcało do wyjścia, dlatego nauczycielki postanowiły wyjść na boisko piłkarskie, które znajdowało się w pobliskim parku.
Szli teraz wszyscy razem.
Kiedy dotarli na miejsce, wszystko było już przygotowane do gry w piłkę nożną.
- Dobierzcie w drużyny - powiedziała Krysia, druga nauczycielka, której twarz zawsze mówiła:
,, zabierzcie mnie stąd, bo za raz umrę".
Dzieci szybko dobrały się między sobą, a jedynie Ernesta nikt nie chciał wybrać.
Nauczycielki wspólnie zdecydowały, że pójdzie on do drużyny, gdzie jest mniej dzieci,
ponieważ jest starszy.
Nie cierpiał on piłki nożnej, w którą większość nauczycieli kazała mu grać i za każdym raz dziwiła się jak to jest możliwe?!?!?!?! - przecież on jest chłopakiem - musi lubić w to grać!
Ernest stał teraz na kawałku boiska.
Wyglądał jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata.
Niespodziewanie, nad boisko nadeszły ciemne chmury, z których najpierw wylała się ściana wody,
a niedługo później, złe pioruny, zaczęły trzaskać na wszystkie strony świata.
Nauczycielki z uczniami w pospiechu wróciły do szkoły.
Po zajęciach, w jednej z sal, do której Ernest trafił przypadkiem, odbywało się ,,święto dziecka".
Chłopak wszedł do sali i usiadł obok niewysokiego chłopca.
Każde z dzieci trzymało w ręce przed sobą jakiś prezent.  Akurat, w pierwszej ławce, siedziała jego koleżanka z przedszkola.  W tej samej chwili, do sali wszedł nauczyciel i zapytał:
- Czy każdy z Was ma prezent? - Bo pamiętajcie, moi drodzy..., że jak ktoś nie dostanie prezentu to będzie mu smutno... - mówił z uśmiechem na twarzy.
- Tak!!!! - wykrzyknęły dzieci jednocześnie.
Nie! - pomyślał Ernest i wybiegł z sali.
- A ty gdzie? - zapytał nauczyciel.
- Muszę do toalety - skłamał Ernest.
- Rozumiem - nauczyciel puścił do niego oczko i wyszedł na chwilę z nim za drzwi sali.
- Na samym dole, masz trzy różne sklepiki, może coś znajdziesz? - hym? - zapytał się go nauczyciel.
Ernest pobiegł w dół, ciemnym, betonowym korytarzem.
Rzeczywiście, na dole w trzech różnych kątach znajdowały się sklepy.
Wszedł do tego, który przypominał księgarnię, Pamiętał, że Dominika, jego koleżanka z przedszkola lubi wiersze.
Na trzeciej półce od góry, stał jej ulubiony tomik wierszy. Był pewny, ze go nie posiadała, ponieważ dwa dni temu, kiedy był u niej, mówiła jak bardzo chciała by go dostać.
Bez zastanowienia się, Ernest kupił go w pośpiechu. Kiedy wracał do sali, odbił się od wysokiego mężczyzny, któremu się spieszyło.
Ernest podszedł powoli do wejścia, obok których niespodziewanie się znalazł. Drzwi otworzyły się samoczynnie i gwałtownie. Na zewnątrz był tak mocny wiatr, że wiadro wody, które nieustannie moczyło ulice, wlało się na tomik wierszy i pomoczyło wszystkie strony.

Ernest stał teraz przed wyjściem spoglądając raz na padający deszcz, raz na zmoczony tomik.
Jego twarz stawała się coraz bardziej smutna i smutna, a ręce bezwładnie opadały upuszczając tomik na mokry asfalt.

                                                                                                                    4.03.2018

                                                                                                            Written by: A. W.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz