piątek, 1 kwietnia 2016

Bazar w Shillongu - z pamiętnika Wojciecha Ustka ( dodatek)



Trąbienie, czyli element całkiem normalny dla każdego hindusa podczas poruszania się ulicami, a do tego całe masy ludzi przemykających pomiędzy samochodami. Coś niesamowitego. Na samym początku zanim wszedłem na bazar, nie miałem pojęcia, że będzie on zupełnie inny od naszych. Był po prostu prawdziwym bazarem, gdzie można kupić wszystko czego dusza zapragnie. Zaczynając od przeróżnych warzyw i owoców, książek i artykułów papierniczych, przechodząc do  żywych lub martwych kury ( to zależy tylko od życzenia klienta), a kończąc na całym mnóstwie innych rzeczy.
SSSSYYYY, SSSSYYYY, SSSSSYYYY.  Nagle coś zasyczało mi za plecami. Już byłem gotowy rozglądać się za wężem, gdy dźwięk się ponownie pojawił. Tym razem był na wysokości moich uszów. Odwróciłem się, a za moimi plecami ukazał mi się postać zgarbionego mężczyzny z olbrzymim koszem bananów na plecach.
Godziny szczytu
Było parę minut po ósmej rano. Właśnie wyszedłem z hotelu i kierowałem się stronę głównej ulicy. Po drodze mijałem stragany z ubraniami i amerykańską muzyką. Sprzedawcy przekrzykiwali się nawzajem, próbując zaciągnąć do siebie jak najwięcej klientów. Kilkanaście minut później doszedłem do głównej ulicy, przy której stało całe mnóstwo samochodów i taksówkarzy czekających na klientów.
Ulica powoli zaczynała się powoli korkować. Był nawet policjant, którego zadaniem było kierowaniem ruchem. Jednak po krótkiej chwili przyglądania się mu, odniosłem wrażenie, z resztą słuszne, że  mężczyzna oglądał jedynie przepychających się kierowców i przebiegających ludzi prosto przed samochodami.
Z każdej strony mogłem usłyszeć trąbienie zniecierpliwionych kierowców, którzy nie mogli doczekać się żeby włączać się do ruchu z bocznych uliczek, których dookoła głównego placu było całe mnóstwo.
Kilkanaście metrów dalej, w jednej z bocznych uliczek utworzył się taki sznurek samochodów, że sięgał on prawie samemu końcowi ulicy.
Próbując przedostać się pomiędzy stojących i trąbiących nawzajem na siebie samochodami. Ludzie znajdujący się w nich wyglądali na lekko podenerwowanych. Po przejściu ulicy do końca, i zapoznaniu się ze wszystkimi sklepami, które znajdowały się na niej, postanowiłem zacząć wracać i sprawdzić jaki postęp uczynił korek. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu przez ponad pół godziny kolejka przesunęła się zaledwie o trzy samochody. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz