Na dzień dobry powitały mnie dzwoniące dzwony z miejscowego kościoła.
A kilka metrów dalej, przed moimi oczami ukazał się taki widok:
jest to jedno z niewielu zdjęć, które wtedy zrobiłem i do dnia dzisiejszego mi się podoba kiedy na nie patrzę! - moje gratulacje dla autora lub autorów!
Idąc dalej, plątałem się trochę po małych wąskich uliczkach, ale również bardzo urokliwych i klimatycznych.
Schodząc po schodach jednej z uliczek, spotkałem oto tego kolegę
a może koleżankę - tego już nie wiem, a sam nie chciał powiedzieć :)
Łaciaty, futrzany gospodarz, nie był zbyt przejęty tym, że ktoś idzie, wręcz nawet przeciwnie. Kolega oburzył się trochę, bo w końcu przeszkodziłem mu w odbywaniu jego na pewno zasłużonej siesty.
Z wielkim trudem usiadł pod płotem, jednak zdjęcia z twarzy nie życzył sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz