Uliczna
latarnia stojąca nad nim, słabym blaskiem oświetlała ciemną ulicę. ,,Szulski”
leżał nieprzytomny na ulicy, aż do świtu, kiedy to pierwsze ciepłe promienie
słońca zaczęły ogrzewać jego wilgotne ciało.
Jakub powoli
zaczął odzyskiwać przytomność. Zbliżała się godzina czwarta pięćdziesiąt.
Słońce coraz mocniej zaczynało rozgrzewać wilgotne i chłodne krawędzi chodnika,
równocześnie zapowiadając bardzo gorący dzień.
Piiiiiiiip –
hee! – Siostro!, Siostro!, ja Umieram!, ratunku!!!!! – niespodziewane pipczenie
z radia i nie rozbudzony właściciel kawiarni, sprawiły, że wydawało mu się, że
umiera.
Dzień dobry!
Słuchacie Państwo ,,Porannego programu”, w Piątce.
Od samego
ranka słońce nam towarzyszy i tak powinno być przez cały dzień. Zapraszam wszystkich tych, którzy już wstali
jak i tych, którzy zastanawiają się czy wstać. Jak zawsze czekam na państwa
maile
i telefony, proszę dzwonić. A i może komuś umilimy ten poranek
w jakiś sposób, to proszę dać znać. Mail do mnie to poranekwpiatce@ radio.pl wszystko pisane razem i bez polskich znaków. A na dzień dobry, zaczynamy od piosenki Foreign Language zespołu Flight Facilities.
i telefony, proszę dzwonić. A i może komuś umilimy ten poranek
w jakiś sposób, to proszę dać znać. Mail do mnie to poranekwpiatce@ radio.pl wszystko pisane razem i bez polskich znaków. A na dzień dobry, zaczynamy od piosenki Foreign Language zespołu Flight Facilities.
Tego poranka
było wiecznie i pochmurno.
To był
wietrzny i pochmurny wieczór. Pies z kulawą nogą nie wyszedł by z domu, a co
dopiero ja.
Przeglądając
pamiętnik, który znalazłem w miejscowej bibliotece,
z jego
pierwszych stron odkryłem, że należał do Ignacego Walentynowicza. Dla
wszystkich nie wtajemniczonych w tą historię. Wiosną 1999 roku zostało zaprzestane
śledztwo dotyczące nagłego zniknięcia, jednego z najzamożniejszych i
najbardziej wpływowych dla miasta Karkowa człowieka, Ignacego Walentynowicza –
właściciela ogromnych zakładów cukierniczych i właściciela czterech
podkarkowskich willi. Jak podała codzienna gazeta Policja stwierdziła, że ze
względu na brak odpowiednich dowodów, nie będą marnować czasu na głupstwo,
jakim jest ,,szukanie człowieka”. Słyszałem również druga wersję, nie
oficjalną, która została rozpowszechniona przez istniejącą wtedy ,,Gazetą
Prawdomówności”.
Dziennikarze
z tej gazety przedstawili w sądzie dowody na to, że majątek Ignacego
Walentynowicza został nielegalnie zabrany przez miejscowych mundurowych i
władzę miasta, a wszyscy pracujący ludzie u Walentynowicza, jak i cała jego
rodzina została wywieziona z posiadłości. Oczywiście, jest i inna wersja,
jednak ona ma się nijak do wydarzeń z tamtego czasu. Zakłada ona, że Pan
Walentynowicz został nieszczęśliwie potrącony przez tramwaj linii numer 125.
Sprawdziłem to także. Jednakże rzekoma informacja podana przez ówczesne władze
do ogólnego obiegu okazała się nie prawdą ponieważ rzekomy tramwaj nigdy nie
został utworzony i nie wyjechał na miasto. Szczęśliwie, a może i nie, sam już
nie wiem, nikt z mieszkańców nie uwierzył w tą wersję.
Rok temu
sprawa wróciła na wokandę do sądu, lecz
po nie całych dwóch dniach, ponownie pozostała bez rozwiązana. Główny
sędzia stwierdził, że ze względu na brak
odpowiednich świadków i dowodów, a przede wszystkim na brak możliwości
przesłuchania świadków, jakimi mieli być
dziennikarze ,,Gazety Prawdomówności”, z którymi tak naprawdę nie wiadomo co
stało się po ostatniej rozprawie, jest zmuszony odroczyć sprawę. Przez chwilę,
wywołało to całkiem dużą aferę w mediach, ale nikt oprócz krzyczenia nic nie
zrobił z tym, żeby rozwiązać tą zagadkę.
Zaciekawiony
tym tematem, jako ówczesny student dziennikarstwa śledczego i absolwent prawa,
wlazłem przez przypadek na strych przed wojennego budynku, w którym mieści się
biblioteka. Spośród tysiąca książek,
które częściowe zżarte były przez mole, znalazłem nie zaksięgowany pamiętnik.
Podszedłem do bibliotekarki, ale ona wzruszyła tylko ramionami i powiedziała,
że jak chce to mogę sobie to zabrać.
Dopiero
całkiem nie dawno, dotarło do mnie, robiąc porządki w domu, co takiego wtedy
znalazłem.
Ponieważ, że
Policja nie poradziła sobie z tą sprawa, a mówiąc dokładniej, nie zadała sobie
najmniejszego trudu, żeby przeszukać dokładnie miasto, z ciekawości,
postanowiłem wykorzystać swoje możliwości oraz wiedzę i spróbować rozwiązać tą
zagadkę. Jednak, żeby móc ją rozwikłać musiałem najpierw wrócić się do tamtych
czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz