niedziela, 16 października 2016

Z kroniki kryminalnej, część3



Usiadłem wygodnie przed ogromnym kominkiem w moim małym,
ale bardzo zacisznym mieszkaniu i zacząłem przeglądać pamiętnik.
Grudzień, a w zasadzie ostatni dzień grudnia tego roku był bardzo wietrzny. Dodatkowo mocno zacinający deszcz stukał w szyby automobili, które zjeżdżały się z gośćmi przed hotel. Mimo szarej pogody, już przed samym hotelem, panowała wesoła atmosfera. Mało który z gości zwracał uwagę na deszcz.
W środku hotelu panował niewypowiedziany nastrój.
Ogromny hol hotelu EXCELLENT1931rozświetlony był tysiącami lampek dokładnie ułożonych na olbrzymich  żyrandolach. Zbliżała się siódma wieczorem. - Przewróciłem kartkę na druga stronę, żeby kontynuować zapiski, jednak ta była pusta. Jedynie ślad po tłustej plamie, zakrywał prawie nie widoczny napis małymi literami czarnego atramentu.
Jan Fletcher- kierownik hotelu.
Przeglądając dalsze kartki pamiętnika nie wiele się dowiedziałem.
Jakaś tłusta plama pokryła je dokładnie tak, że nic nie było widać.  Zaciekawiony całą sprawą, a przede wszystkim dalszym ciągiem  dobrze zapowiadającej się historii postanowiłem spróbować go odszukać.
Po dwóch dniach, grzebania w sieci i przede wszystkim dzięki mojej koleżance Ani, której jestem bardzo wdzięczny za pomoc udało mi się odnaleźć adres i telefon Pana Fletchera. Nie byłem tylko pewien czy Pan Jan dalej mieszka w tym samym miejscu i czy go zastanę. Przed moją wizytą, stojąc w oknie i patrząc się w nieokreśloną dal postanowiłem zadzwonić do niego.
Telefon odebrała kobieta- jak się domyślam jego żona. Przedstawiłem się
i wyłuszczyłem o co mi chodzi. Kobieta była bardzo miła.
Tak jak przeczuwałem rozmawiałem z jego żoną. Delikatny kobiecy głos
z wielkim spokojem i zaciekawieniem powiedział mi, że Fletchera nie ma teraz w domu, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby się ze mną spotkać. Ha, ha, ha… Jak kończyliśmy rozmowę, kobieta stwierdziła, że przygotuje ciasteczka jej wypieku po coś przeczuwa, że nasza rozmowa będzie dłuuuga i bardzo ekscytująca, ale i niebezpieczna. Umówiliśmy się na następny dzień z samego rana.
Wieczorem postanowiłem udać się jeszcze raz do biblioteki. Gdy na reszcie doczłapałem się do niej, odbiłem się od wielkich szklanych drzwi,
które były już dokładnie zamknięte. Jedyną rzeczą, jaką mogłem zrobić to pomachać śpiącym na drewnianych półkach zużytym książką  i wrócić do domu. Noc była ciepła, a ja nie, nie będę ukrywał, nie mogłem doczekać się już spotkania z panem Fletcherem, postanowiłem, że zahaczę o Rynek, akurat zegar na Wieży Mariackiej wybił godzinę dziewiątą, i w tym samym momencie hejnał z wieży Wariackiej rozbrzmiał na całe miasto.
Oprócz samotnie stojącej dorożki nie widziałem ani jednej żywej duszy. Wszędzie panowała głucha ciemność.
Jedynie nocna latarnia księżycowa, oświetlała dorożkę o numerze 13/6, stojącą obok jednej z wież kościoła
Mocne światło padało na dorożkę, jednak postać fiakier była prawie niewidoczna. Natomiast konie, wyglądały jak zaczarowane.
Oba były szaro-białe, z ogromnymi białymi pióropuszami na głowach,
z których wydobywały się złote sercowe obłoczki. W tej chwili poczułem niewypowiedzialną przyjemność, która wpłynęła w moje puste ciało.

16.10.2016 by A.W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz