,,Z kroniki kryminalnej", - odcinek 11 - rozmowa z Panią Walentynowicz
Dzisiejszego dnia umówiłem
się z panią Walentynowicz na rozmowę o dziesiątej.
U Pani Walentynowicz spędziłem ponad dwie godziny. Dowiedziałem się, że w Krakowie mieszka od urodzenia
z pięcioletnią przerwa kiedy to mając piętnaście lat wyjechała
z rodzicami do małego miasteczka pod Krakowem.
Potem znowu przeniosła się do Krakowa, gdzie poznała pana Walentynowicza swoją pierwszą i jedyną miłość życia.
Podobno kilka dni po tym jak spotkali się na balu sylwestrowym
w bardzo bogatym jak na tamte czasy hotelu, przez cała noc tańczyli tylko razem. Dokładnie po tym zdaniu, wypowiedzianym przez starsza Damę,
ogromny stary stojący zegar z wahadłem zamknięty w drewnianej szafie wybił godzinę dwunastą. W tym momencie pani Walentynowicz,
przerwała nasza rozmowę przepraszając, że nie może mi dzisiaj poświęcić więcej czasu, bo umówiona jest o wpół do pierwszej
na mieście. Umówiliśmy się na telefon, że jak znajdzie chwile wolnego czasu,
żebyśmy mogli dokończyć nasza rozmowę to zadzwoni.
Urocza dama, a zarówno wdowa od przeszło trzydziestu lat,
odprowadziła mnie do drzwi i uroczyście pożegnała machając jeszcze
biała rękawiczką, kiedy przekraczałem bramę jej ogromnej białej willi
z wijącymi się bluszczami po całej fasadzie budynku.
Wieczorem postanowiłem przejść się przez planty i poukładać sobie wszystkie wydarzenia, fakty, relacje jakie udało mi się dzisiejszego dnia uzyskać.
U Pani Walentynowicz spędziłem ponad dwie godziny. Dowiedziałem się, że w Krakowie mieszka od urodzenia
z pięcioletnią przerwa kiedy to mając piętnaście lat wyjechała
z rodzicami do małego miasteczka pod Krakowem.
Potem znowu przeniosła się do Krakowa, gdzie poznała pana Walentynowicza swoją pierwszą i jedyną miłość życia.
Podobno kilka dni po tym jak spotkali się na balu sylwestrowym
w bardzo bogatym jak na tamte czasy hotelu, przez cała noc tańczyli tylko razem. Dokładnie po tym zdaniu, wypowiedzianym przez starsza Damę,
ogromny stary stojący zegar z wahadłem zamknięty w drewnianej szafie wybił godzinę dwunastą. W tym momencie pani Walentynowicz,
przerwała nasza rozmowę przepraszając, że nie może mi dzisiaj poświęcić więcej czasu, bo umówiona jest o wpół do pierwszej
na mieście. Umówiliśmy się na telefon, że jak znajdzie chwile wolnego czasu,
żebyśmy mogli dokończyć nasza rozmowę to zadzwoni.
Urocza dama, a zarówno wdowa od przeszło trzydziestu lat,
odprowadziła mnie do drzwi i uroczyście pożegnała machając jeszcze
biała rękawiczką, kiedy przekraczałem bramę jej ogromnej białej willi
z wijącymi się bluszczami po całej fasadzie budynku.
Wieczorem postanowiłem przejść się przez planty i poukładać sobie wszystkie wydarzenia, fakty, relacje jakie udało mi się dzisiejszego dnia uzyskać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz