Zimowa aura, coraz bardziej dawała o sobie znać. Nawet myszy
siedziały głęboko schowane w swoich przytulnych i ciepłych norkach.
Delikatne i rytmiczne uderzanie kropel deszczu o stary
parapet, wkomponowywało się w jazzowe rytmy piosenek Elli Fitzgerald i Louisa
Armstronga, które dokładnie zaglądały do każdego z pokoi.
W przed pokoju, czuć było zapach piernika, który udekorowany
zielonymi liśćmi stał na samym środku nie wielkiego, kwadratowego stolika. Obok
niego stała karawka, która w całości wypełniona była jasną cieczą, podobną
trochę do białego wina.
Niespodziewanie po mieszkaniu rozległ się dźwięk nietoperza.
Nie było to nic nadzwyczajnego,
a jedynie zwykły dzwonek do drzwi.
a jedynie zwykły dzwonek do drzwi.
- Dobry wieczór Pani – powiedziałem z uśmiechem na twarzy,
lewą ręką trzymając za klamkę, powstrzymując je przed ich ulubioną czynnością,
jaką było zatrzaskiwanie się.
Nie wysoka dziewczyna i bardzo szczupła, pojawiła się przed
moimi oczami. Jej czarne włosy przysłaniał słomkowy, ciemny kapelusz ze
sztucznymi owocami, ciało zakrywała długa sukienka koloru ciemno zielonego, a
jej delikatne i spękane stopy, wsunięte były w potargane sandały.
- Przyszłam za w-cz-e-ś-n-i-e – wydukała nieśmiało.
- W samą porę, czekałem na Panią…,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz