Widok dnia codziennego, czyli ogromny smok prze G i miejscowe atrakcje turystyczne.
Dzisiejszy dzień był dla mnie pełen wrażeń. Ale zacznę od początku.
Jadąc z lotniska do hotelu zobaczyłem coś takiego
Dla mnie, typowego Europejczyka, nie codzienny widok i trochę szokujące.
Chociaż najbardziej w mojej głowie utrwalił się obrazek krowy zjadającej wietę przystankową.
Ogromny smog witał wszystkich wjeżdżających do miasta.
Z tego co wyczytałem to Delhi na co dzień zmaga się z biedą i emigrantami, którzy przekraczają granice Państwa w poszukiwaniu lepszego życia. Niestety większość imigrantów podziela losy mieszkających tu na stałe hindusów. W następnym zdaniu czytałem jeszcze, że nie tylko stolica zmaga się z uchodźcami z Bangladeszu.
Na co dzień w Indiach ludzie
umierają z biedy.
Jadąc przez miasto do hotelu, w którym miałem się zatrzymać mijałem autobusy komunikacji miejskiej, motory na których podróżowały całe rodziny i śmieszne małe pojazdy nazywane tuk -tukami
Jednak najbardziej wstrząsający był widok mężczyzny leżącego na środku ulicy, tak jak został stworzony, nikt się za bardzo nim nie przejmował.
W końcu jak się dowiedziałem później od przewodnika, jest tutaj tyle ludzi, że jeden w tą czy w tamtą to nie robi różnicy.
Drugi dzień minął szybko.
Wielka ogromna
biała brama, zbudowana na cześć indyjskich żołnierzy, przez Brytyjczyków,
którzy zginęli w czasie III Wojny Afgańskiej, i I Wojny Światowej.
Podobno najwyższa wieża na świecie. Jej wysokość wynosi siedemdziesiąt trzy metry, i jak stanąć przy niej, to robi wrażenie...
A na koniec takie śmieszne zwierzątka, które sobie żyły przy wieży. Od razu skojarzyły mi się z połączeniem wiewiórki i koszatniczki.
I tak kończą się dwa dni w New Delhi.
Po całym naprawdę urokliwych dniu, jaki spędziłem w
Delhi nadszedł czas na odpoczynek krótki i przygotowanie na jutrzejszy wyjazd do Agry, mojego drugiego miasta w Indiach.
PS. Na koniec jeszcze kilka zdjęć z ulicy Delhi:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz