Trzy dni temu, napisałem ostatnią część powieści pod tytułem ,,Z kroniki kryminalnej",
ostatnią w tym Roku. Tak, tak, a to już ostatni post w tym roku, żeby nie przedłużać,
krótkie życzenia płynące prosto z serca, każdy niech wypowie je sobie sam, a ja tylko dodam kartkę na koniec i do zobaczenia za dwa tygodnie, już w Nowym 2017 roku!
A.W.
pisać, każdy może tak samo jak i śpiewać. Piszę od małego, ale nie jestem pisarzem, tym bardziej poetą... Moja wyobraźnia czasem płata mi figle i wtedy fantazjuję na papierze, ale też czasem zwykłe codzienne obserwacje nie dają mi spokoju. Dlatego, jeżeli drogi czytelniku, droga czytelniczko masz wolny czas, lubisz czytać, a codzienna ogólnodostępna literatura Cię nudzi, zapraszam Cię do swojego świata, świata w którym gdzieś pomiędzy spotkasz i mnie...
czwartek, 22 grudnia 2016
poniedziałek, 19 grudnia 2016
,,Z kroniki kryminalnej", część10
- Skąd Pan wiedział, że będę chciał jechać? – zapytałem nie
mogąc uwierzyć w to co usłyszałem.
- Nikodem nic nie odpowiedział, specyficznie skinął głową i
uśmiechnął się.
- Przyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem.
- Nie wszystko trzeba rozumieć – odpowiedział.
To co zapraszam na górę, pokaże Ci pokój Michale, a ja muszę
skoczyć jeszcze do świń i posprzątać im.
- Dobrze – odpowiedziałem wstając.
- A mogę pójść z Tobą?- zapytałem nieśmiało.
- Do obory?, Pewnie.
- Acha, jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz.
- Nikomu nie wolno Ci powiedzieć, że widziałeś Panią
Walentynowicz. Od 2000 roku mieszka
w Budapeszcie pod zmienionym nazwiskiem.
w Budapeszcie pod zmienionym nazwiskiem.
- Nikomu, ani słowa.
- Się rozumie Nikodemie – odpowiedziałem zadowolonym głosem.
- No to chodźmy, pokaże Ci swoje dzieci – Nikodem zabrał ze
sobą stare widły i wyszliśmy.
Dochodząc do dwóch olbrzymich, śnieżnych stajni deszcz już
przestał prawie padać.
Chodź, chodź – zawołał Nikodem odkładając widły.
To moje najmłodsze, w tym roku się urodziły. – wskazał na
źrebaka, który leżał na sianku.
Tatuś i mamusia – pokazał na dwa piękne konie, które stały w przegródkach obok siebie.
Tatuś i mamusia – pokazał na dwa piękne konie, które stały w przegródkach obok siebie.
Tam dalej są świnki – powiedział otwierając drzwi do drugiej
części ogromnego białego budynku.
To dawniej były stajnie, ale odkąd dostałem je przedzieliłem ją na pół i hoduje trochę trzody i bydła.
To dawniej były stajnie, ale odkąd dostałem je przedzieliłem ją na pół i hoduje trochę trzody i bydła.
Sam to wszystko robisz? – zapytałem z szacunkiem.
- Nie, mam Roberta i Asię, mieszkają tutaj nie daleko –
pomagają mi doprowadzić to wszystko do porządku – zaśmiał się.
Wychodząc ze stajni zauważyłem jeszcze jeden budynek. Stał
całkiem z tyłu i nie był już taki ogromny. Zbudowany był z cegły. Całkiem
przypominał mi domy, które widziałem jak byłem
w Anglii.
w Anglii.
- A co tam jest? Zapytałem ciekawy?
- Tam?, Nikodem nie był chętny, żeby pokazać mi o miejsce,
jednak udało mi się wpłynąć na niego
i pokazał mi swoją największą tajemnice.
i pokazał mi swoją największą tajemnice.
- Proszę wejdź, zobacz, tylko błagam! Bądź ostrożny!
- Dobra, dobra – powiedziałem wchodząc do środka i zapalając
światło.
- To nowe odmiany – powiedział – Tulipany z prawa, po lewej
róże, na końcu są mieczyki, obok nich, goździki a tam całkiem z tyłu rabarbar.
I tutaj muszę się przyznać. Czułem się niesamowicie. Widok tylu
niesamowitych gatunków i odmian nowo powstałych, których nikt jeszcze nie
widział…
Byłem pierwszy, który je zobaczył!
Kiedy wróciliśmy do dworku powrotem, Nikodem przygotował
kolację. Nie byłem zbyt głodny. Zjadłem tylko kawałek. Posiedzieliśmy jeszcze
chwilkę przy kominku, Nikodem zwierzył mi się,
że z panem Fletcherem znają się od małego. Historia ta wcale nie jest taka prosta, i za bardzo nie wiem jak mam zacząć. Może po prostu powiem w dużym skrócie.
że z panem Fletcherem znają się od małego. Historia ta wcale nie jest taka prosta, i za bardzo nie wiem jak mam zacząć. Może po prostu powiem w dużym skrócie.
Pan Fletcher i Nikodem byli kiedyś parą, jednak kiedy pan
Fletcher poznał jego żonę, przestał
interesować się Nikodemem. Do dnia dzisiejszego się do siebie nie odzywają.
niedziela, 11 grudnia 2016
,,Z kroniki kryminalnej", część9
- Dostałem go od Pana Fletchera, gdy odchodziłem z hotelu –
odpowiedział rozlewając trochę esencji na stolik, a jego ręka niebezpiecznie
zadrżała.
- Wszystko w porządku? – zapytałem, widząc że nie trafiłem z
pytaniem.
- Mam nadzieję, że nie uraziłem Pana?
- Urazić, nie, skądże taki pomysł Panu do głowy przyszedł –
mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Ja, po prostu… , przypomniał mi Pan coś – powiedział
zadumanym głosem.
Po jego zachowaniu, wyczułem, że Pan Fletcher jest bliski
mężczyźnie, jednak nie wiedziałem jak bardzo.
- Ale – powiedział nagle i niespodziewanie.
- Mówił Pan coś o zniknięciu Pana Ignacego Walentynowicza?
- Tak – poprawiłem się w fotelu, zbierając myśli jak zadać
pytanie.
- Pan Fletcher przysłał mnie, ponieważ Pan jako boy, podobno
widział dokładnie jak wyglądała tamta noc sylwestrowa. Dokładnie interesuje
mnie Pan Walentynowicz oraz jego zachowanie podczas tamtejszego wieczoru. No
wie Pan, kiedy wyszedł, czy rzeczywiście przez cała noc przebywał
w towarzystwie jednej damy – pani Walentynowicz…
w towarzystwie jednej damy – pani Walentynowicz…
- Ychy, widzę, że wie Pan już coś o tym sylwestrze-
mężczyzna odłożył filiżankę na spodek.
- Ale, jeżeli to nie przeszkodzi Panu, mówmy sobie po
imieniu, Nikodem – mężczyzna wstał i podał rękę w moją stroną.
- Michał – odpowiedziałem.
Szanowny Michale, niestety nie wiele Ci pomogę – mężczyzna
popatrzył na mnie z za filiżanki,
którą trzymał w ręce.
którą trzymał w ręce.
- Ale wiem, kto wie coś więcej.
- Przyznam się szczerze, że byłem trochę zawiedziony gdy
usłyszałem te słowa. Spodziewałem się, że nie będę musiał nigdzie wyjeżdżać,
jednak po chwili pomyślałem. Przecież to byłoby za proste,
a tak…, to …
a tak…, to …
- Pani Walentynowicz – powiedział Nikodem.
- Co Pani Walentynowicz? – zareagowałem nagle.
- Ma Pan trochę czasu? – mężczyzna zapytał się mnie
uśmiechając i puszczając oczko w moim kierunku. Równocześnie z jego oczu
wyczytałem jakąś intrygę.
- Tak, oczywiście – dopowiedziałem.
Zapraszam Pana na małą wycieczkę do Budapesztu – powiedział
odstawiając filiżankę.
- Do Budapesztu? – zdziwiłem się. Co ma Budapeszt z Panią
Walentynowicz? – pomyślałem.
- A, owszem do Budapesztu – potwierdził Nikodem. Dowie się Pan
u samego źródła.
- Źródła?
- Pani Walentynowicz…
- Pani Walentynowicz żyję? – zapytałem z tak dużym
zdziwieniem, że poczułem jak moje oczy chcą wyjść na zewnątrz oczodołów.
- Ha, ha, ha – zaśmiał się Nikodem.
- Oczywiście, że żyje. Mieszka w Budapeszcie, właśnie
wybierałem się do niej. Wyjeżdżam jutro
z samego rana, a tym czasem zapraszam Pana do pokoju na górze już pościeliłem.
z samego rana, a tym czasem zapraszam Pana do pokoju na górze już pościeliłem.
niedziela, 4 grudnia 2016
,,Z kroniki kryminalnej", część 8
Dwa piętra i chyba z dwadzieścia pokoi, a może i nawet więcej.
Ogromny dworek z zewnątrz trochę odrapany pomalowany białą
farbą, w środku cały czas od trzydziestu lat pachniał nowością.
Ogromny, złocony żyrandol w holu oraz duże, przestronne
pokoje, każdy urządzony inaczej w ciepłych barwach wyglądał tak jakby czas
zatrzymał się tutaj w miejscu. Pomimo tego było to najbardziej urokliwe i
przytulne miejsce jakie kiedykolwiek odwiedziłem.
Każdy z pomieszczeń przedstawiał osobne historie.
- Bardzo ładnie tu u Pana jest – powiedziałem zachwycony
wnętrzem.
Mężczyzna popatrzył się na mnie dziwnym wzrokiem. – ładnie?
– zapytał, wydaje mi się, że sam nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
- Tak – pokiwałem głową twierdząco. Moje oczy nie mogły
oderwać się od tysiąca obrazów oprawionych w złote ramy i chyba drugiego
tysiąca różnych odcieni ciepłych kolorów, które pokrywały wnętrze całego dworu.
- Dziękuję bardzo, bardzo Pan miły – odpowiedział mężczyzna
otwierając drzwi do jednego z pokoi sąsiadującego z kuchnią.
- Proszę, niech pan wejdzie – powiedział zapalając światło.
- Mieszka Pan sam w takim dużym dworku? – zapytałem z
ciekawości.
- Jak pan widzi, nikogo innego tutaj nie ma – odpowiedział
przysuwając dwa bordowe fotele do kominka.
- Proszę, bardzo niech pan się rozgości już zapalam w
kominku – powiedział zapalając długą zapałkę i wkładając ja do kominka
zbudowanego z czerwonej cegły. Malutkie iskierki poszły w ruch i strzelanie
mokrego drewna rozniosło się po pokoju.
- O jejku, ależ pan zmókł – powiedział przejętym głosem.
- Niech Pan siada, ogrzeje się Pan, a ja przyniosę Panu
jakieś suche ubranie – powiedział wstając i z prędkością wiatru znikł za
drzwiami.
Nie chcąc pomoczyć, zabytkowej i cudownego fotela, kucnąłem
przy kominku.
Odgłos delikatnie strzelającego drewna był taki przyjemny,
że przez chwilę zapomniałem gdzie jestem.
- Przyniosłem Panu spodnie i koszule, niech się pan w nie
przebierze – powiedział mężczyzna wlatując do pokoju.
- Dziękuję bardzo, nie trzeba, już prawie wyschłem –
powiedziałem wykręcając lewy rękaw mojej
ulubionej koszuli przy okazji robiąc małą kałużę w pokoju.
- Niechże się Pan nie wygłupia tylko zakłada to, bo mi się
Pan przeziębisz – mężczyzna bez chwili namysłu podszedł do mnie i zaczął
zdejmować ze mnie mokrą koszulę i ubrał mnie w suchą pomarańczową w kratkę.
Dziękuję – odpowiedziałem.
- Jeszcze spodnie – popatrzył na moje sztruksy, z których
kapała woda.
- Mężczyzna już chwytał się, że będzie mi je zdejmował i
ubierał mnie w suche – te które przyniósł razem z koszulą, jednak nagle coś nim
trzepnęło i zatrzymał się.
- Może Pan by je sam ubrał, a ja w tym czasie postawię wodę
na herbatę – mężczyzna podał mi parę spodni i znów znikł za drzwiami.
Z dużym problemem, ale w końcu przemogłem się i zamieniłem
swoje mokre sztruksy na jasno-ciemne materiałowe spodnie, które dostałem od
mężczyzny.
Zresztą wtedy kiedy zapinałem rozporek w spodniach,
mężczyzna wszedł trzymając tackę, na której stały dzbanek z gorąca wodą, mały
imbryczek z zaparzoną esencją i dwie filiżanki. Wszystko to stanowiło zestaw i
było koloru białego z kolorowymi rysunkami przedstawiającymi różne elementy
przyrody.
-Widzę, ze się Pan już przebrał – powiedział mężczyzna
stawiając tacę na prostokątnym stoliku.
- Tak, dziękuję Panu za suche ubranie, oddam Panu jak będę
wychodził.
- Mężczyzna popatrzył się na mnie jak na głupiego i
wybuchnął śmiechem.
- Nie musi Pan oddawać, jak Pan sam zauważył, nie mam tu
nikogo, a ubrań mam całe szafy, proszę sobie je zostawić.., od starego
dziwacznego boya hotelowego – zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
- Proszę niech Pan siada – powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję Panu bardzo – podziękowałem grzecznie i usiadłem
na fotelu z prawej strony prostokątnego stolika.
- Acha, niech pan mi da swoje mokre rzeczy, powieszę je,
żeby wyschły.
- Dziękuję bardzo – odpowiedziałem siedząc na wprost kominka
i ogrzewając swoje skostniałe ręce.
Mężczyzna usiadł po lewej stronie stolika i teraz
siedzieliśmy jak na pierwszej randce, na wprost siebie.
- Ma Pan taki sam zestaw jaki Pan Fletcher ma – zauważyłem.
- Mężczyzna uśmiechnął się i nalał nam gorącej herbaty.
- Zauważył Pan – powiedział z delikatnym uśmiechem na buzi,
jednak jego oczy skrywały jakąś tajemnicę.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
