czwartek, 22 grudnia 2016

Ostatni post i życzenia

Trzy dni temu, napisałem ostatnią część powieści pod tytułem ,,Z kroniki kryminalnej",
ostatnią w tym Roku. Tak, tak, a to już ostatni post w tym roku, żeby nie przedłużać,
krótkie życzenia płynące prosto z serca, każdy niech wypowie je sobie sam, a ja tylko dodam kartkę na koniec i do zobaczenia za dwa tygodnie, już w Nowym 2017 roku!
A.W.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

,,Z kroniki kryminalnej", część10

- Skąd Pan wiedział, że będę chciał jechać? – zapytałem nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałem.
- Nikodem nic nie odpowiedział, specyficznie skinął głową i uśmiechnął się.
- Przyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem.
- Nie wszystko trzeba rozumieć – odpowiedział.
To co zapraszam na górę, pokaże Ci pokój Michale, a ja muszę skoczyć jeszcze do świń i posprzątać im.
- Dobrze – odpowiedziałem wstając.
- A mogę pójść z Tobą?- zapytałem nieśmiało.
- Do obory?, Pewnie.
- Acha, jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz.
- Nikomu nie wolno Ci powiedzieć, że widziałeś Panią Walentynowicz. Od 2000 roku mieszka
w Budapeszcie pod zmienionym nazwiskiem.
- Nikomu, ani słowa.
- Się rozumie Nikodemie – odpowiedziałem zadowolonym głosem.
- No to chodźmy, pokaże Ci swoje dzieci – Nikodem zabrał ze sobą stare widły i wyszliśmy.
Dochodząc do dwóch olbrzymich, śnieżnych stajni deszcz już przestał prawie padać.
Chodź, chodź – zawołał Nikodem odkładając widły.
To moje najmłodsze, w tym roku się urodziły. – wskazał na źrebaka, który leżał na sianku.
Tatuś i mamusia – pokazał na dwa piękne konie, które stały w przegródkach obok siebie.
Tam dalej są świnki – powiedział otwierając drzwi do drugiej części ogromnego białego budynku.
To dawniej były stajnie, ale odkąd dostałem je przedzieliłem ją na pół i hoduje trochę trzody i bydła.
Sam to wszystko robisz? – zapytałem z szacunkiem.
- Nie, mam Roberta i Asię, mieszkają tutaj nie daleko – pomagają mi doprowadzić to wszystko do porządku – zaśmiał się.
Wychodząc ze stajni zauważyłem jeszcze jeden budynek. Stał całkiem z tyłu i nie był już taki ogromny. Zbudowany był z cegły. Całkiem przypominał mi domy, które widziałem jak byłem
w Anglii.
- A co tam jest? Zapytałem ciekawy?
- Tam?, Nikodem nie był chętny, żeby pokazać mi o miejsce, jednak udało mi się wpłynąć na niego
i pokazał mi swoją największą tajemnice.
- Proszę wejdź, zobacz, tylko błagam! Bądź ostrożny!
- Dobra, dobra – powiedziałem wchodząc do środka i zapalając światło.
- To nowe odmiany – powiedział – Tulipany z prawa, po lewej róże, na końcu są mieczyki, obok nich, goździki a tam całkiem z tyłu rabarbar.
I tutaj muszę się przyznać. Czułem się niesamowicie. Widok tylu niesamowitych gatunków i odmian nowo powstałych, których nikt jeszcze nie widział…
Byłem pierwszy, który je zobaczył!
Kiedy wróciliśmy do dworku powrotem, Nikodem przygotował kolację. Nie byłem zbyt głodny. Zjadłem tylko kawałek. Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę przy kominku, Nikodem zwierzył mi się,
że z panem Fletcherem znają się od małego. Historia ta wcale nie jest taka prosta, i za bardzo nie wiem jak mam zacząć. Może po prostu powiem w dużym skrócie.

Pan Fletcher i Nikodem byli kiedyś parą, jednak kiedy pan Fletcher poznał jego żonę,  przestał interesować się Nikodemem. Do dnia dzisiejszego się do siebie nie odzywają.

niedziela, 11 grudnia 2016

,,Z kroniki kryminalnej", część9

- Dostałem go od Pana Fletchera, gdy odchodziłem z hotelu – odpowiedział rozlewając trochę esencji na stolik, a jego ręka niebezpiecznie zadrżała.
- Wszystko w porządku? – zapytałem, widząc że nie trafiłem z pytaniem.
- Mam nadzieję, że nie uraziłem Pana?
- Urazić, nie, skądże taki pomysł Panu do głowy przyszedł – mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Ja, po prostu… , przypomniał mi Pan coś – powiedział zadumanym głosem.
Po jego zachowaniu, wyczułem, że Pan Fletcher jest bliski mężczyźnie, jednak nie wiedziałem jak bardzo.
- Ale – powiedział nagle i niespodziewanie.
- Mówił Pan coś o zniknięciu Pana Ignacego Walentynowicza?
- Tak – poprawiłem się w fotelu, zbierając myśli jak zadać pytanie.
- Pan Fletcher przysłał mnie, ponieważ Pan jako boy, podobno widział dokładnie jak wyglądała tamta noc sylwestrowa. Dokładnie interesuje mnie Pan Walentynowicz oraz jego zachowanie podczas tamtejszego wieczoru. No wie Pan, kiedy wyszedł, czy rzeczywiście przez cała noc przebywał
w towarzystwie jednej damy – pani Walentynowicz…
- Ychy, widzę, że wie Pan już coś o tym sylwestrze- mężczyzna odłożył filiżankę na spodek.

- Ale, jeżeli to nie przeszkodzi Panu, mówmy sobie po imieniu, Nikodem – mężczyzna wstał i podał rękę w moją stroną.
- Michał – odpowiedziałem.
Szanowny Michale, niestety nie wiele Ci pomogę – mężczyzna popatrzył na mnie z za filiżanki,
którą trzymał w ręce.
- Ale wiem, kto wie coś więcej.
- Przyznam się szczerze, że byłem trochę zawiedziony gdy usłyszałem te słowa. Spodziewałem się, że nie będę musiał nigdzie wyjeżdżać, jednak po chwili pomyślałem. Przecież to byłoby za proste,
a tak…, to …
- Pani Walentynowicz – powiedział Nikodem.
- Co Pani Walentynowicz? – zareagowałem nagle.
- Ma Pan trochę czasu? – mężczyzna zapytał się mnie uśmiechając i puszczając oczko w moim kierunku. Równocześnie z jego oczu wyczytałem jakąś intrygę.
- Tak, oczywiście – dopowiedziałem.
Zapraszam Pana na małą wycieczkę do Budapesztu – powiedział odstawiając filiżankę.
- Do Budapesztu? – zdziwiłem się. Co ma Budapeszt z Panią Walentynowicz? – pomyślałem.
- A, owszem do Budapesztu – potwierdził Nikodem. Dowie się Pan u samego źródła.
- Źródła?
- Pani Walentynowicz…
- Pani Walentynowicz żyję? – zapytałem z tak dużym zdziwieniem, że poczułem jak moje oczy chcą wyjść na zewnątrz oczodołów.
- Ha, ha, ha – zaśmiał się Nikodem.

- Oczywiście, że żyje. Mieszka w Budapeszcie, właśnie wybierałem się do niej. Wyjeżdżam jutro
 z samego rana, a tym czasem zapraszam Pana do pokoju na górze już pościeliłem.

niedziela, 4 grudnia 2016

,,Z kroniki kryminalnej", część 8

Dwa piętra i chyba z dwadzieścia pokoi, a może i nawet więcej.
Ogromny dworek z zewnątrz trochę odrapany pomalowany białą farbą, w środku cały czas od trzydziestu lat pachniał nowością.
Ogromny, złocony żyrandol w holu oraz duże, przestronne pokoje, każdy urządzony inaczej w ciepłych barwach wyglądał tak jakby czas zatrzymał się tutaj w miejscu. Pomimo tego było to najbardziej urokliwe i przytulne miejsce jakie kiedykolwiek odwiedziłem.
Każdy z pomieszczeń przedstawiał osobne historie.
- Bardzo ładnie tu u Pana jest – powiedziałem zachwycony wnętrzem.
Mężczyzna popatrzył się na mnie dziwnym wzrokiem. – ładnie? – zapytał, wydaje mi się, że sam nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
- Tak – pokiwałem głową twierdząco. Moje oczy nie mogły oderwać się od tysiąca obrazów oprawionych w złote ramy i chyba drugiego tysiąca różnych odcieni ciepłych kolorów, które pokrywały wnętrze całego dworu.
- Dziękuję bardzo, bardzo Pan miły – odpowiedział mężczyzna otwierając drzwi do jednego z pokoi sąsiadującego z kuchnią.
- Proszę, niech pan wejdzie – powiedział zapalając światło.
- Mieszka Pan sam w takim dużym dworku? – zapytałem z ciekawości.
- Jak pan widzi, nikogo innego tutaj nie ma – odpowiedział przysuwając dwa bordowe fotele do kominka.
- Proszę, bardzo niech pan się rozgości już zapalam w kominku – powiedział zapalając długą zapałkę i wkładając ja do kominka zbudowanego z czerwonej cegły. Malutkie iskierki poszły w ruch i strzelanie mokrego drewna rozniosło się po pokoju.
- O jejku, ależ pan zmókł – powiedział przejętym głosem.
- Niech Pan siada, ogrzeje się Pan, a ja przyniosę Panu jakieś suche ubranie – powiedział wstając i z prędkością wiatru znikł za drzwiami.
Nie chcąc pomoczyć, zabytkowej i cudownego fotela, kucnąłem przy kominku.
Odgłos delikatnie strzelającego drewna był taki przyjemny, że przez chwilę zapomniałem gdzie jestem.
- Przyniosłem Panu spodnie i koszule, niech się pan w nie przebierze – powiedział mężczyzna wlatując do pokoju.
- Dziękuję bardzo, nie trzeba, już prawie wyschłem – powiedziałem wykręcając  lewy rękaw mojej ulubionej koszuli przy okazji robiąc małą kałużę w pokoju.
- Niechże się Pan nie wygłupia tylko zakłada to, bo mi się Pan przeziębisz – mężczyzna bez chwili namysłu podszedł do mnie i zaczął zdejmować ze mnie mokrą koszulę i ubrał mnie w suchą pomarańczową w kratkę.
Dziękuję – odpowiedziałem.
- Jeszcze spodnie – popatrzył na moje sztruksy, z których kapała woda.
- Mężczyzna już chwytał się, że będzie mi je zdejmował i ubierał mnie w suche – te które przyniósł razem z koszulą, jednak nagle coś nim trzepnęło i zatrzymał się.
- Może Pan by je sam ubrał, a ja w tym czasie postawię wodę na herbatę – mężczyzna podał mi parę spodni i znów znikł za drzwiami.
Z dużym problemem, ale w końcu przemogłem się i zamieniłem swoje mokre sztruksy na jasno-ciemne materiałowe spodnie, które dostałem od mężczyzny.
Zresztą wtedy kiedy zapinałem rozporek w spodniach, mężczyzna wszedł trzymając tackę, na której stały dzbanek z gorąca wodą, mały imbryczek z zaparzoną esencją i dwie filiżanki. Wszystko to stanowiło zestaw i było koloru białego z kolorowymi rysunkami przedstawiającymi różne elementy przyrody.
-Widzę, ze się Pan już przebrał – powiedział mężczyzna stawiając tacę na prostokątnym stoliku.
- Tak, dziękuję Panu za suche ubranie, oddam Panu jak będę wychodził.
- Mężczyzna popatrzył się na mnie jak na głupiego i wybuchnął śmiechem.
- Nie musi Pan oddawać, jak Pan sam zauważył, nie mam tu nikogo, a ubrań mam całe szafy, proszę sobie je zostawić.., od starego dziwacznego boya hotelowego – zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
- Proszę niech Pan siada – powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję Panu bardzo – podziękowałem grzecznie i usiadłem na fotelu z prawej strony prostokątnego stolika.
- Acha, niech pan mi da swoje mokre rzeczy, powieszę je, żeby wyschły.
- Dziękuję bardzo – odpowiedziałem siedząc na wprost kominka i ogrzewając swoje skostniałe ręce.
Mężczyzna usiadł po lewej stronie stolika i teraz siedzieliśmy jak na pierwszej randce, na wprost siebie.
- Ma Pan taki sam zestaw jaki Pan Fletcher ma – zauważyłem.
- Mężczyzna uśmiechnął się i nalał nam gorącej herbaty.

- Zauważył Pan – powiedział z delikatnym uśmiechem na buzi, jednak jego oczy skrywały jakąś tajemnicę.