niedziela, 11 grudnia 2016

,,Z kroniki kryminalnej", część9

- Dostałem go od Pana Fletchera, gdy odchodziłem z hotelu – odpowiedział rozlewając trochę esencji na stolik, a jego ręka niebezpiecznie zadrżała.
- Wszystko w porządku? – zapytałem, widząc że nie trafiłem z pytaniem.
- Mam nadzieję, że nie uraziłem Pana?
- Urazić, nie, skądże taki pomysł Panu do głowy przyszedł – mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Ja, po prostu… , przypomniał mi Pan coś – powiedział zadumanym głosem.
Po jego zachowaniu, wyczułem, że Pan Fletcher jest bliski mężczyźnie, jednak nie wiedziałem jak bardzo.
- Ale – powiedział nagle i niespodziewanie.
- Mówił Pan coś o zniknięciu Pana Ignacego Walentynowicza?
- Tak – poprawiłem się w fotelu, zbierając myśli jak zadać pytanie.
- Pan Fletcher przysłał mnie, ponieważ Pan jako boy, podobno widział dokładnie jak wyglądała tamta noc sylwestrowa. Dokładnie interesuje mnie Pan Walentynowicz oraz jego zachowanie podczas tamtejszego wieczoru. No wie Pan, kiedy wyszedł, czy rzeczywiście przez cała noc przebywał
w towarzystwie jednej damy – pani Walentynowicz…
- Ychy, widzę, że wie Pan już coś o tym sylwestrze- mężczyzna odłożył filiżankę na spodek.

- Ale, jeżeli to nie przeszkodzi Panu, mówmy sobie po imieniu, Nikodem – mężczyzna wstał i podał rękę w moją stroną.
- Michał – odpowiedziałem.
Szanowny Michale, niestety nie wiele Ci pomogę – mężczyzna popatrzył na mnie z za filiżanki,
którą trzymał w ręce.
- Ale wiem, kto wie coś więcej.
- Przyznam się szczerze, że byłem trochę zawiedziony gdy usłyszałem te słowa. Spodziewałem się, że nie będę musiał nigdzie wyjeżdżać, jednak po chwili pomyślałem. Przecież to byłoby za proste,
a tak…, to …
- Pani Walentynowicz – powiedział Nikodem.
- Co Pani Walentynowicz? – zareagowałem nagle.
- Ma Pan trochę czasu? – mężczyzna zapytał się mnie uśmiechając i puszczając oczko w moim kierunku. Równocześnie z jego oczu wyczytałem jakąś intrygę.
- Tak, oczywiście – dopowiedziałem.
Zapraszam Pana na małą wycieczkę do Budapesztu – powiedział odstawiając filiżankę.
- Do Budapesztu? – zdziwiłem się. Co ma Budapeszt z Panią Walentynowicz? – pomyślałem.
- A, owszem do Budapesztu – potwierdził Nikodem. Dowie się Pan u samego źródła.
- Źródła?
- Pani Walentynowicz…
- Pani Walentynowicz żyję? – zapytałem z tak dużym zdziwieniem, że poczułem jak moje oczy chcą wyjść na zewnątrz oczodołów.
- Ha, ha, ha – zaśmiał się Nikodem.

- Oczywiście, że żyje. Mieszka w Budapeszcie, właśnie wybierałem się do niej. Wyjeżdżam jutro
 z samego rana, a tym czasem zapraszam Pana do pokoju na górze już pościeliłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz