,,Opowiadanie o niespełnionych marzeniach"
Był to 22.05 – zapamiętałem tę datę. Sam nie wiem dlaczego.
Do mieszkania na wprost mnie wprowadziło się młode małżeństwo. W dzień
wprowadzenia, podjechali białym peugeotem 403
na dziedziniec.
Pamiętam, że Pan
młody wynosił ją z samochodu i niósł na rękach do sypialni.
Wszystko wydawało się idealne i piękne, aż tu …
12.10 – jesień się już zaczęła, bo liście na drzewach były
kolorowe.
Wieczór już wcześniej, kłócili się i wygrażali sobie na poważnie.
Następnego dnia, Pan Młody, chociaż
wiekiem, wcale nie był młody, na moje oko, był jakieś 15 lat starszy od
dziewczyny, wyprowadził się, trzaskając drzwiami.
Nagle…..
Koniec…, wszystko skończone…, ostatni liść ostatnich
radosnych wspólnych dni spadł z drzewa
i już nigdy nie powróci na nie.
Została sama…,
bez rodziców, bez kolegów, bez koleżanek, bez męża.
Przez miesiąc widywałem ją jak borykała się ze swoim życiem,
jaki żal sprawiała jej samotność. Codziennie wieczorami wypłakiwała przy szybie
w sypialni hektolitry łez. Panu Jurkowi, naszemu dozorcy przestała odpowiadać
,,Dzień dobry”, stała się zamknięta, nie ufna, wrak człowieka…
24.12 – w dniu zwanym przez Katolików Wigilią, spotkałem ją
na podwórku.
Wracała do domu, pewnie z pracy – nie wiedziałem gdzie pracuje, co
robi, czym się zajmuje.
Była cała zapłakana. Wpadła we mnie, chlipiąc i
wycierając dziurawą chusteczką kolejne łzy,
które spływały po jej policzkach.
- ,,Dzień dobry” – powiedziałem z uśmiechem i zdjąłem czarny kapelusz, który miałem w zwyczaju
nosić, gdy dopisywał mi humor.
Nic nie odpowiedziała.
- Przepraszam! – panienko – zawołałem, serdecznym głosem,
który wszedł w głąb jej ciała.
Przystanęła na chwilę i nie śmiało odwróciła się w moją
stronę.
Stałem przed nią, moja twarz była uśmiechnięta i
promieniowała radością oraz ciepłem.
- Przepraszam, że ośmielam się zabierać Pani czas.
- Pan? – odezwała się skrępowanym i niewinnym głosem.
-Jestem sąsiadem Pani z na przeciwka…
- Wiem, widziałam Pana…
- Bardzo mi miło – Artur – przedstawiłem się, zdejmując lewą
ręką kapelusz z głowy.
- Pan ma takie duże ładne mieszkanie… - jej oczy były
wypełnione niespełnionymi marzeniami,
które gdzieś głęboko w sercu chowała.
- Nie obraziła by się Pani, gdybym zaprosił Ją na wspólną
kolację, dzisiaj wieczorem, u mnie?...
- Pan...
- Artur mam na imię – moja twarz cały czas się uśmiechała, a
lewa ręka trzymała kapelusz.
Ten jeden wieczór, bardzo Panią proszę…
- Będzie mi miło… - odparła wzruszona i z jej wielkich oczu
poleciały łzy szczęścia.
- Proszę nie płakać – podałem jej chustkę na otarcie łez.
- Jak Pani na imię?
- Ania
- Anna – bardzo ładnie – powtórzyłem skinając głową.
- Zatem zapraszam Panią dzisiaj do siebie, powiedzmy o 18?
- Pan jest taki miły…
- Nie ma za co, pomyślałem, że raźniej będzie zjeść wspólnie
kolację – uśmiechnąłem się.
- Dziękuję Panu bardzo – wypowiedziała te słowa pełne
szczęścia.
- To czekam na Panią u siebie o 18, do zobaczenia. Uniosłem kapelusz i udałem
się w swoją stronę.
Zimowa aura, coraz bardziej dawała o sobie znać. Nawet myszy
siedziały głęboko schowane
w swoich przytulnych i ciepłych norkach.
Delikatne i rytmiczne uderzanie kropel deszczu o stary
parapet, wkomponowywało się w jazzowe rytmy piosenek Elli Fitzgerald i Louisa
Armstronga, które dokładnie zaglądały do każdego z pokoi.
W przed pokoju, czuć było zapach piernika, który udekorowany
zielonymi liśćmi stał na samym środku nie wielkiego, kwadratowego stolika. Obok
niego stała karafka, w całości wypełniona jasną cieczą, podobną trochę do
białego wina.
Niespodziewanie po mieszkaniu rozległ się dźwięk nietoperza.
Nie było to nic nadzwyczajnego, a jedynie zwykły dzwonek do drzwi.
- Dobry wieczór Pani – powiedziałem z uśmiechem na twarzy,
lewą ręką trzymając za klamkę, powstrzymując je przed ich ulubioną czynnością,
jaką było zatrzaskiwanie się.
Nie wysoka dziewczyna i bardzo szczupła, pojawiła się przed
moimi oczami.
Jej czarne włosy przysłaniał słomkowy, ciemny kapelusz ze
sztucznymi owocami, ciało zakrywała długa sukienka koloru ciemno zielonego, a
jej delikatne i spękane stopy, wsunięte były w potargane sandały.
- Przyszłam za w-cz-e-ś-n-i-e – wydukała nieśmiało.
- W samą porę, czekałem na Panią…, zapraszam usiądziemy w
tym zielonym pokoju, już wszystko przygotowałem, zapraszam – zachęcałem
przestraszoną dziewczynę, żeby weszła do środka,
kładąc rękę na jej ramieniu i
wprowadzając ją do środka.
- Coś ciepłego mogę
Pani zaproponować, albo może nalewki domowej roboty? – zaproponowałem Ani,
której ręce trzęsły się z zimna.
- Pan miły jest,…, bardzo,… herbatę poproszę – odpowiedziała
posyłając mi uśmiech przez swoje wielkie niebieskie oczy, które zahipnotyzowały
by nie jednego chłopaka.
- Nie, proszę mi wierzyć, to nic wielkiego – uśmiechnąłem
się do dziewczyny,
bo widziałem że to czego najbardziej teraz pragnie to
jedynie miłość i uśmiech.
Tego pierwszego jej nie mogłem dać, to chociaż
chciałem sprawić, żeby poczuła się jak u siebie
w domu rodzinnym.
Wyszedłem na chwile do kuchni, żeby postawić dzbanek na wodę
– elektryczny, kupiłem w tamtym tygodniu, po tym jak wcześniejszy czajnik
spaliłem na gazie gotując w nim wodę na wieczorną herbatę.
I chociaż wydawało mi się, że spalenie czajnika z wodą nie
jest łatwe, przekonałem się na własnej skórze – było to o wiele łatwiejsze niż
bym pomyślał.
Teraz tutaj w tym miejscu, jeden z moich najlepszych
przyjaciół zaszydziłby sobie ze mnie –
- czy ja w ogóle potrafię myśleć…, hehe,
tak, zdarza mi się to od czasu do czasu, hihihi.
Woda się szybko ugotowała, także po nie całych pięciu
minutach wróciłem do pokoju z prostokątną tacą. Jej kolorystyka wpisywała się
idealnie w kolory pokoju i mebli.
Kiedy wchodziłem do pokoju, ujrzałem kątem oka jak
dziewczyna wybiega przez drzwi wejściowe.
Na stoliku leżała prostokątna koperta. Podszedłem i delikatnie ją otworzyłem.
............
W
środku znajdowały się dwa bilety lotnicze na lot do Porto.
Za oknem wiatr coraz bardziej grał na gałęziach drzew, a
ulice były spłakane w ciemnym blasku ulicznych latarń.
Od tego dnia nigdy więcej już nie zobaczyłem tej dziewczyny.
Mieszkanie przez długi czas stało puste.
Kilka miesięcy później pojawiły się plotki, że powiesiła się
na pobliskiej jabłoni, jednak dowodów potwierdzających, że była to ona nikt
nigdy nie potwierdził.
25.03.2018
A.W.